sobota, 28 września 2013

16. Ty skur*** !

** Sergio **

Biegłem za nią jak najszybciej mogłem, ale miała dużo przewagi. Krzyczałem, by się zatrzymała. Bym mógł jej to wszystko wytłumaczyć. Przysiągłem sobie, że zabiję Ronaldo jeśli coś jej się stanie, za te jego wcale nie śmieszne żarty. Nigdy nie zakładałem się z nikim, że przelecę Carmel. Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
- Carmelita, zaczekaj ! Carmelita, stój ! - krzyknąłem, ale nawet się nie odwróciła. Gnała przed siebie nie zważając na nic. Nie chciała ze mną rozmawiać, lecz ja nie mogłem odpuścić. Za bardzo mi na niej zależało.
Nagle minęła parking i wbiegła na jezdnię. Czy akurat właśnie teraz musiała się odwrócić w moją stronę i nawet się nie rozejrzeć ? Musiała ?!
Stanąłem jak wryty z przerażenia i jedyne co udało mi się z siebie wykrzyczeć to "stój !". Nie zdążyłem. W tym momencie Carmel potrącił samochód.
Podbiegłem do niej przerażony, kierowca zrobił to samo.
- To nie moja wina, ona sama wbiegła na ulicę - tłumaczył się.
- Dzwoń po pogotowie kretynie, szybko ! - darłem się po kierowcy. Dlaczego on robił to wszystko tak wolno ? Moja dziewczyna leży mu pod kołami, a on wykonuje czynności w ślimaczym tempie.
Rozpocząłem reanimację, kiedy za plecami usłyszałem jeszcze jedną osobę.
- Sergio.. - to był Alvaro. Przerwał, gdy zobaczył leżącą dziewczynę na asfalcie. Sparaliżowało go, ale szybko pobiegł po naszych klubowych lekarzy i kartkę, która zawsze była na meczu. Dlaczego ja o tym wcześniej nie pomyślałem ?! Idiota ze mnie !
- Carmelitko, proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie - uciskałem jej klatkę piersiową, płacząc. Nie chciałem by mnie opuszczała. Nie teraz. Nie w tym momencie, gdy stała się najważniejszą osobą w moim życiu.
- Bądź silna, zrób to dla mnie. Carmelitko, ja Cię kocham !

***

Gdy tylko podbiegli do mnie lekarze, opadłem na asfalt i schowałem twarz w dłoniach. Płakałem. Nie potrafiłem powstrzymać łez. Alvaro również.
- Mogę z nią jechać  do szpitala ? Jestem jej kuzynem - spytał Alvaro patrząc na lekarzy, którzy właśnie wsiadali do karetki.
- Prosimy, ale Pan niestety nie może z nami jechać - te ostatnie słowa były skierowane do mnie. Wściekły wycofałem się do mojego samochodu. Akurat ze stadionu wyszedł Cristiano Ronaldo i reszta przerażonych ludzi. Rzuciłem się na niego z pięściami. Nie świadom niczego dostał potężny cios w szczękę, a chwilę później już mnie trzymali, bym nic mu nie zrobił.
- Ty skurwielu ! To przez Ciebie i te Twoje pierdolone żarty ona trafiła do szpitala. Jeśli tego nie przeżyje, to Cię zabije ! Zobaczysz zabiję Cię ! - rzucałem się jak oszalały.
Teraz to ja nie zauważyłem ataku. Tylko tym razem to nasz stadionowy lekarz strzyknął mi dawkę leku na uspokojenie.
Co było potem ? Pamiętam jak przez mgłę.

** Alvaro **

Siedziałem przy jej szpitalnym łóżku. Lekarzom udało się ją uratować. Żyje, ale co to za życie jak nie jest tutaj z nami tylko cały czas śpi ? Tak, zapadła w śpiączkę. Nigdy jeszcze w życiu nie czułem takiej pustki. Tej jej śmiechu, uśmiechu, tego jak się złościła, gdy się z nią drażniłem. Od zawsze traktowałem ją jak kogoś bardzo mi bliskiego, chociaż tego nie okazywałem.
Do sali szpitalnej chwilę później wrócili jej rodzice, brat, Sergio Ramos i moja narzeczona. Nie wiedząc czemu, jej rodzice i Monic wyglądali na podwójnie przestraszonych. O ile w ogóle się dało bardziej w takiej sytuacji.
- Panie doktorze, czy ona się obudzi ? - spytała ciotka, gdy wszedł lekarz.
- Musimy być dobrej myśli - stały tekst lekarzy.
- A co z jej dzieckiem ?
Dzieckiem ?! Była w ciąży ?!  Zarówno ja jak i Sergio byliśmy w szoku. Nie mówiła nic, że jest w ciąży.
- Ona nadal żyje, więc dziecko rozwija się prawidłowo. Miało wiele szczęścia, że przeżyło. Tak jak i Państwa córka. - powiedział i wyszedł.
- Chciała Ci powiedzieć po meczu - mówiła Monic przez łzy - Co się wtedy stało, że ...
- Ronaldo wymyślił sobie bajkę, że chciałem ją tylko przelecieć i niby się z nim o to założyłem. To nie prawda. Ja ją kocham !
Na prawdę musiał ją kochać. Każdy w tej sali przynajmniej raz płakał nad jej łóżkiem.

***

- Kochanie powinniśmy przełożyć nasz ślub - powiedziałem tuląc Monic do siebie. Sergio uparł się, że zostanie przy Carmelicie na noc. Nie odstępował jej na krok.
- Musimy na nią poczekać. Przecież wyliże się z tego, prawda ?
- Na pewno. Carmel jest silną kobietą. Zawsze to wiedziałem. I ma najwspanialszą rodzinę na świecie, przyjaciół także. Musi przeżyć dla swojego maleństwa, które rosło z dnia na dzień. Lekarz codziennie badał ją pod tym kątem. Dziecko było bezpieczne.
- Tak się o nią boję - przytuliła się do mnie jeszcze bardziej i znowu zaczęła płakać.

** Sergio **

Zawaliłem treningi siedząc przy niej, ale to nie było ważne. Najważniejsza w tej chwili była ona i nasze dziecko. Już prawie mieszkałem z nią w szpitalu. Kazałem załatwić mi drugie łóżko obok niej i spędzałem tam każdą sekundę swojego marnego życia.
- Czy chciałby Pan poznać płeć dziecka ? - spytał lekarz podczas kolejnego badania. Codziennie przez to przechodziła. Mimo, że była już w 6 miesiącu dopiero teraz lekarz mógł to zrobić. Nigdy wcześniej się nie udało. Nasze maleństwo za bardzo się wierciło.
-Tak, Panie doktorze - bąknąłem i złapałem Carmelitę za rękę. Była taka ciepła. Nadal miałem nadzieję. Nie opuszczała mnie ani na chwilę -Będę kochać je niezależnie od płci - powiedziałem do niej i ucałowałem w czoło.
Lekarz rozpoczął badanie, dokładnie pokazując mi nóżki, stópki, główkę, uszka, a nawet kręgosłup naszego dzieciaczka. Byłem zafascynowany. Będę tatusiem. Lecz nie zostawiaj mnie księżniczko. Nie rób mi tego.
- Będzie miał pan córeczkę
- Będziemy MIELI córeczkę - poprawiłem go i złożyłem pocałunek ja jej ustach.
- Obudź się, moja śpiąca królewno. Będziemy mieli córeczkę. Ja nie poradzę sobie bez Ciebie - powiedziałem i otarłem łzę która właśnie spływała po moim policzku.

** Monic **

To już 4 miesiąc jak Carmelita się nie budzi. Powoli tracimy nadzieję, ale dopóki jej serce bije to tli się w nas ten maleńki płomyczek. Wiele razy próbowaliśmy przekonać Sergio, żebyśmy siedzieli przy niej na zmianę, ale on prawie wcale zrezygnował z treningów. W sali miał własne łóżko i czekał, by tylko otworzyła oczy. Dziewczynka w niej, nadal prawidłowo się rozwija. Właściwie to już tylko rośnie. Mamy nadzieję, że będzie zdrowe. Pierwszy raz spotykałam się ze zjawiskiem, gdzie dziecko rośnie w brzuchu matki, gdy ta jest w śpiączce. Szkoda tylko, że przekonałam się tego na tak bliskiej mi osobie.
Siedziałam właśnie przy jej łóżku, a Sergio brał prysznic, gdy aparatura oszalała. Szybko zawołałam lekarza i Sergio. Oboje zjawili się w tym samym czasie.
- Siostro! Zaczęło się ! Zabieramy pacjentkę na sale porodową ! A Pana poproszę o pozostanie w sali. Wyjątkowo nie może Pan być przy porodzie - odezwał się doktor.
- Nie ! Nie zostawię jej. Ja muszę przy niej być ! - Sergio był na prawdę zawzięty, ale to nic nie dało. Zostaliśmy razem w tym pustym pomieszczeniu i czekaliśmy.
- Monic, ja chciałem Cię przeprosić - wydukał z siebie.
- Mnie ? Dlaczego ? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Gdyby nie ja, jej życie wyglądałoby inaczej. Dalej by cieszyła się życiem, a nie przez 5 miesięcy leżała w szpitalu. Gdyby nie ja, nie przyszłaby nigdy na mecz Realu. Nie weszłaby wtedy do szatni i nic by się nie stało.
- Sergio, uspokój się. Obydwoje byliście sobie przeznaczeni. Spójrz na to z tej strony. Gdyby nie ty, dalej by nie szanowała Realu. Odmieniłeś ją. Pokazałeś jej, że ludzie, który wydają się być największymi wrogami, tak na prawdę są przyjaciółmi. Ona również dużo Cię nauczyła. Nauczyła Cię kochać. Prawdziwie kochać - przytuliłam piłkarza, który już nic więcej nie powiedział.

** Sergio **

Kilka tygodni później, stałem w kościele trzymając małą bezbronną Carmelitę na rękach. Wokół otaczała ją sama rodzina. Była bezpieczna. Miała przy sobie kochających dziadków, rodziców chrzestnych, niezliczoną ilość cioci i wujków, oraz rodziców. Tatusia, który będzie przy niej zawsze. Nie zależnie od sytuacji. Miała przy sobie również mamusie, którą wszyscy zachowamy w sercu na zawsze. Będzie nad nią czuwać z nieba i pilnować, by uczyła kolejne osoby jak to jest kochać drugiego człowieka.
Dziewczynka była uśmiechnięta i nie świadoma jak wiele dla mnie znaczy. Nie wiedziała również, że jej matka była najsilniejszą osobą na świecie. Która wytrzymała 5 miesięcy, by tylko ją urodzić. Niestety od razu po porodzie zmarła. Lekarz stwierdził, że bardzo pragnęła urodzić to dziecko i jedynie to trzymało ją przy życiu.
Oddałem małą cioci Monic i sam poszedłem zapalić. Kto by pomyślał, że zacznę palić ? Po tym wszystkim sam dziwię się, że nie musiałem iść do psychologa. Trener dał mi czas, rozumiał moje położenie. Lecz ja chciałem wrócić do treningów. Musiałem to zrobić dla siebie, dla mojej ukochanej oraz naszej córeczki.

** Monic **

- Alvaro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - wypowiedziałam te słowa i czułam się spełniona. Mimo żałoby postanowiliśmy wziąć ślub. Przekonała nas do tego mama Carmelity. Wierzyła, że córka by tego chciała. Szczerze ? Wiedziałam, że ona chciała mojego szczęścia i tego ślubu. Stojąc na ślubnym kobiercu jeszcze bardziej brakowało mi przyjaciółki, która miała być moim świadkiem.
Za nami stał odmieniony Sergio, trzymający na rękach Carmelitę. Zdecydował nazwać ją tak na cześć naszej Carmelity. Sergio był perfekcyjnym ojcem. Zawsze znalazł na wszystko czas, tym samym nie zaniedbując córki. Wiedzieliśmy, że jest mu ciężko, ale on stawiał czoła przeciwnością losu.
Po mszy każdy rozszedł się w swoją stronę. Ślub ślubem, ale na wesele już się nie zgodziliśmy. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym oto rozdziałem żegnamy się z Ramosem. Czy będzie kontynuacja ? Nie wiem, nie planuję.
Będę tęsknić za tym opowiadaniem. Wydaje mi się, że to zakończenie sprawiło, że było jeszcze lepsze. W końcu ile mamy opowiadań bez Happy End'u głównych bohaterów. W tym opowiadaniu pewien happy end jest - Ślub Monic i Alvaro. 
Dziękuję wam, że czytaliście moje wypociny i do następnego ! ;*

PS: Proszę, nie zabijajcie mnie :((


wtorek, 24 września 2013

15. ... i byłam gotowa zmierzyć się ze smokiem.

Chwilę później pojawiła się moja mama. Wyglądała na przejętą. Sama bym się przejęła, gdyby z gabinetu ginekologicznego zadzwonił lekarz w sprawie mojej córki. Kto wie. Może będę miała córkę i też będę się nią tak przejmować. Powoli chyba zaczynałam przyzwyczajać się do myśli, że za 5 miesięcy będę matką. A Sergio.. Właśnie, Sergio. Jak ja powinnam mu to powiedzieć ? Przecież nawet nie myśleliśmy o dzieciach. Może wcale nie powinnam z nim nigdzie wyjeżdżać i do niczego by nie doszło. Chociaż prędzej czy później byśmy to zrobili. 
- Kochanie co się stało ? - przykucnęła przede mną i wzięła moją twarz w dłonie. Moja kochana mamusia. Zsunęłam się z krzesła i wpadłam w jej objęcia. Płakałam, a ona jedynie głaskała mnie po głowie. Pozwoliła mi sie, wypłakać. Nie naciskała.
- Chodź, wracamy do domu - pomogła mi wstać i nadal w objęciach, wyszłyśmy z kliniki.
Siedziałam w aucie i patrzyłam cały czas przez szybę. Myślałam nad tym jak ja mam jej to wszystko powiedzieć. Nie mogę przecież od razu wypalić "Wiesz mamo, za 5 miesięcy będziesz babcią". Chociaż ... Nie ! Byłabym bezduszna. Mimo wszystko musiałam jej powiedzieć.
I zrobiłam to, gdy tylko wróciłyśmy do domu. Usiadłyśmy razem z ojcem i coraz bardziej zaczynałam się bać.
- Co się stało ? Dlaczego zemdlałaś ? Jesteś chora ? - spytał tata. Siedzieli oni z oby dwóch stron mnie i obejmowali mnie ramieniem.
- Nie jestem chora. Jestem w ... - przerwałam. Nie musiałam nic więcej mówić, a oni dobrze wiedzieli o co mi chodzi. Ojciec przeżył szok i automatycznie zabrał swoją rękę. Wstał i wyszedł nic nie mówiąc. I tak lepiej zareagował niż ja. Mama uśmiechnęła się, przytuliła i powtarzała, że wszystko będzie dobrze i damy sobie radę. Wspierała mnie mimo wszystko. 

***

Siedziałam na łóżku i gładziłam swój brzuch. Mam tam małe dzieciątko. Jak to możliwe, że niedawno się dowiedziałam, a już kochałam je ponad wszystko. Cieszyłam się z niego. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale dla niego się postaram. Dla niego, bądź jej, zrobię wszystko. Trzeba będzie pomyśleć nad imieniem.
- To zrobiłeś mamusi psikusa. Rośnij zdrowo, fasolko - powiedziałam dalej głaskają brzuch i w tym samym momencie do pokoju weszła uśmiechnięta Monic.
- Carmel, Tobie już odbiło ? Sama ze sobą rozmawiasz ? - odetchnęłam z ulgą. Nie usłyszała dokładnie co mówiłam.
Jakoś 2 godziny temu dzwoniłam do niej, by przyszła mnie odwiedzić i żeby nie zabierała ze sobą ani Wilczka ani Moraty. Nie do końca rozumiała o co mi chodzi, ale jeszcze nie musiała. Skoro ojciec i brat już się z tym pogodzili, to ona również.
Rozsiedła się i czekała na to co chcę jej powiedzieć. Żeby zyskać trochę czasu poszłam do kuchni zaparzyć jej herbatę. Przyłożyłam czoło do zimnej lodówki i próbowałam się opanować. Jak ja do jasnej cholery mam jej to powiedzieć ? Byłam pewna, że się ucieszy - w końcu zostanie ciocią. Byle by tylko nie wygadała się swojemu narzeczonemu przed tym jak ja powiem ojcu mojego dziecka.
- Carmelita, co to jest ? - spytała, gdy tylko wróciłam do pokoju. W ręce trzymała moje zdjęcie z USG. Już miałam się na nią wydrzeć, ale powiedziałam tylko :
- O tym właśnie chciałam z Tobą porozmawiać. Ułatwiłaś mi to, Pani Ciekawska.
- Będę ciocia ?! Na kiedy masz termin ? Z Kim ? Który tydzień ?- przyjaciółka zawaliła mnie tysiącem pytań na sekundę, a ja nie wiedziałam na które mam najpierw odpowiedzieć.
- Najpierw obiecaj, ze nikomu nic nie powiesz. Poza tym  nie bądź głupia, z Ramosem !
- Oczywiście - teatralnie zamknęła buzię na kłódkę i czekała, aż odpowiem jej na wszystkie zadane wcześniej pytania. Usiadłam obok niej po turecku, trzymając kubek z herbatą w dłoniach.
- Jestem w 4 miesiącu ciąży, dokładnie w 16 tygodniu. Równiutko.
- Kiedy to się stało ? Tam w USA ?
- Tak. Pierwszego dnia. Mówiłam Ci, że się kochaliśmy, nie ? No i stało się. Cholera ! Niektórzy starają się o taką fasolkę, a myśmy wpadli podczas naszego pierwszego razu razem. Jaka w tym logika ?
- Z jednej strony to cudownie, a z drugiej przejebane - powiedziała otwarcie. W pełni się z nią zgadzałam. A co jeśli on nie będzie chciał tego dziecka ? Nie poddam się aborcji, to za późno ! Poza tym nigdy bym nie skrzywdziła swojego maleństwa.
- Kiedy zamierzasz mu powiedzieć ?
- Jutro po meczu pójdę do niego do szatni i o wszystkim mu powiem. Nie wiedzieliśmy przez 4 miesiące, ten jeden dzień go nie zbawi.
- To cudownie. Nawet jeśli coś nie wyjdzie to pamiętaj, że masz mnie i Alvaro. My ci pomożemy.

***

Mimo całej mojej miłości do FC Barcelony założyłam koszulkę Ramosa i byłam gotowa zmierzyć się ze smokiem. Tak sobie właśnie wyobrażałam tą rozmowę, jak starcie ze smokiem. Albo uda mi się go pokonać i mnie nie opuści, albo mnie zniszczy. Nie chciałam go wcale złapać na dziecko. Jeśli będzie chciał, to może mnie zostawić. Nie będę kazała mu ze mną być tylko dlatego, że pod sercem noszę jego dziecko. Poradzę sobie z tym wszystkim. Stawię temu czoła.
Wkroczyłam pewnie na stadion i zajęłam swoje miejsce. Spojrzałam na Sergio, który właśnie wysyłał mi buziaka i promiennie się do mnie uśmiechał. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Będzie kochanym tatusiem. Jeśli będziemy mieli syna, to będzie go rozpieszczał, uczył grać w piłkę itd. To będzie jego oczko w głowie. Natomiast jak będzie to dziewczynka, to będzie moim oczkiem w głowie. Zawsze pragnęłam mieć córeczkę. 
- Gol ! - zerwałam się z miejsca i zaczęłam krzyczeć na całe gardło. Wilczek akurat wpakował piłkę do siatki, po czym spojrzał na mnie i wysłał mi kolejnego buziaka. Starał się właśnie dla mnie. To dla mnie strzelił tego gola ! Dla mnie i naszej małej fasolki, o której jeszcze nie miał pojęcia. Zaraz się tatuś dowie.
Zeszłam z trybun i powoli ruszyłam w stronę szatni. 

** Ramos **

"przed meczem" 
Strasznie się stresowałem przed tym meczem. Carmelita przyszła pierwszy raz na mój mecz. Zdziwiłem się, że była aż taka chętna by tu przyjść i na dodatek założyć moją koszulkę. Była Cule, więc byłem pełen podziwu widząc ją na trybunach w barwach mojego klubu. Była wspaniała. Ten wyjazd do Nowego Jorku był niesamowity. Nie wiedziałem, że taka mała osóbka może mieć w sobie tyle pozytywnej energii. A w łóżku ?! W łóżku wstępował w nią demon ! O nie, nie. Nie budź się. Nie teraz, nie w naszej szatni. Jeszcze sobie coś głupiego o mnie pomyślą.
- Sergio, co ty taki spięty dzisiaj ? - podszedł do mnie Alvaro i poklepał mnie po ramieniu. Odkąd poznał mnie ze swoją kuzynką, spędzaliśmy ze sobą więcej czasu. Wcześniej był dla mnie po prostu kolegą z drużyny, z którym czasami wychodziliśmy do klubu. A teraz ? Teraz jest moim przyjacielem. Bo kto może wiedzieć więcej o tej dziewczynie, niż jej kuzyn ?
- Carmel przyszła na mecz.
- No co ty stary. Serio ? Zagorzała Cule na stadionie Realu Madryt ? Nie wierzę - zaśmiał się, ale jak zobaczył mój poważny wyraz twarzy od razu mi uwierzył - Ty nie żartujesz ?
- A po co miałbym z tego żartować ?
- Nie spinaj pośladów ! Jesteś najlepszym obrońcą, nie powątpiewaj w to ! - klepnął mnie po ramieniu jeszcze raz i wyszedł z szatni.
Czas wyjść na murawę i zmierzyć się z kolejnym nie łatwym przeciwnikiem. Dać z siebie wszystko. Udowodnić, że nie przyszła tutaj na darmo i zobaczy mnie w akcji.
- Dam radę !

"po meczu"
Udało się ! Udało się w końcu ! To dla niej strzeliłem tego gola i dla niej się zmieniłem. Żałowałem, że wcześniej jej nie poznałem. Wszyscy z drużyny zaczęli mi gratulować przełamania obrony naszych przeciwników. Ja jak najprędzej pobiegłem pod prysznic. Chciałem już wyjść i świętować to ze swoją dziewczyną. Tak, oficjalnie mogę powiedzieć, że jest moją dziewczyną. To coś poważniejszego, niż jednorazowe bzykanko.
- Ej Ramos, jak tam z tą twoją dupeczką ? Przeleciałeś już ją ? Bo nie wiem, Wygrałem zakład czy nie ? - zaśmiał się Ronaldo. W tym samym momencie usłyszeliśmy jak ktoś z całej siły uderza drzwiami do naszej szatni. Ten ktoś był naprawdę wkurzony.
- Co ty kurwa bredzisz, stary ?! 
- Sergio, to była Carmel - te słowa mnie przeraziły. Czym prędzej wybiegłem z szatni i biegłem w stronę wyjścia. 

** Carmelita **

Uchyliłam drzwi do szatni i już miałam wchodzić do środka gdy usłyszałam coś na swój temat.
- Ei Ramos, jak tam z tą twoją dupeczką ? Przeleciałeś już ją ? Bo nie wiem, Wygrałem zakład czy nie ? - Nie wierzyłam w to co słyszę ? Jaki do cholery zakład ?! Miał mnie tylko przelecieć ?! Nie wierzę !
Trzasnęłam drzwiami z impetem i płacząc zaczęłam uciekać. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Wiedziałam, że powiedzenie mu o ciąży nie będzie łatwe, ale spodziewałam, że dowiem się takich rzeczy o naszym "związku".
Za sobą słyszałam jak ktoś biegnie, ale nie chciałam sie zatrzymać, ani oglądać do tyłu. Zresztą nawet nie musiałam bo dosłownie sekundę później usłyszałam głos Sergio.
- Carmelita, zaczekaj ! Carmelita, stój !
Biegłam dalej. Nie chciałam by mnie złapał. Nie chciałam by cokolwiek mi tłumaczył. Wszystko było już jasne. Chciał mnie wykorzystać. Ciekawe co wygrał. Może wejściówkę do baru Go-Go albo jakiś prywatny pokaz striptizerki.
Minęłam parking i nadal słyszałam za sobą jego głos. Był coraz bliżej. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak Sergio nagle staje przerażony i krzyczy:
- Stój !! 

piątek, 20 września 2013

14. Już niedługo będę żoną [...]

** Monic **
música ]

- Alvaro, co będzie z nami ? - stałam w progu, patrząc mu się prosto w oczy. Wiedziałam, że przez najbliższe 2 tygodnie nie będę miała z kim porozmawiać, a w końcu musiałam dać piłkarzowi odpowiedź. Ewidentnie był zaskoczony moim pytaniem, tak samo jak tym, że mnie zobaczył. Wziął mnie w objęcia i przytulił pokrzepiająco. Poczułam zapach jego perfum. Tych które ja mu kupiłam. Nadal je miał.
- Powiedz tak, a zrobię dla Ciebie wszystko
Weszliśmy do środka i zrobił mi gorącej herbaty. Siedząc przy kuchennym stole przyglądaliśmy się sobie. Miałam mętlik w głowie, ale wiedziałam co będzie dla mnie najlepsze. Tęskniłam za nim, ale bałam się, że znowu mi ucieknie. Nie chciałam znowu go stracić.
- Obiecaj, że to się nigdy nie skończy - powiedziałam prawie płacząc.
- Obiecuję - chwycił moje dłonie, ścisnął je po czym ucałował.
Zapadała cisza. Przez dłuższy czas nic nie mówiliśmy. Nawet na niego nie spojrzałam. Musiałam wszystko przemyśleć jeszcze raz. Zaręczyny to nie takie hop siup.
- Tak - odpowiedziałam, patrząc mu w oczy. Od razu zauważyłam, że jest prawdziwie szczęśliwy. Wstał z krzesła, podskoczył do mnie i podnosząc, obrócił wokół własnej osi. - A co jeśli nie pozwolą Ci ze mną być ?
- Mam to w dupie. Najwyżej zerwę kontrakt - ucałował mnie namiętnie. Tęskniłam za jego pocałunkami, za nim samym.
Już niedługo będę żoną Alvaro Moraty Martina !

** Carmelita **

Trzy miesiące później całą rodziną zaczęliśmy przygotowania do wesela Pani Hernandez i Pana Moraty. Wiedziałam, że to będzie najlepsze wesele na świecie ! Gdy wyszło na jaw, że się zaręczyli klub musiał przemyśleć kilka spraw, ale nie chcieli stracić takiego zawodnika. Tak więc, Alvaro Morata Martin nadal jest piłkarzem Realu Madryt. Łączy się to z tym, że nie prędko nas opuszczą.
- Która sukienka ci się bardziej podoba ? Ta czy ta ? A może ta ? - przyjaciółka co chwilę wychodziła z przymierzalni w innej sukience. Każda z nich była cudowna. 
- Ta ostatnia ! Ona jest w twoim stylu ! - powiedziałyśmy chóralnie z moją mamą. Ona również pomagała przy wyborze sukni dla Pani młodej.
- Będziesz wyglądała w niej olśniewająco na ślubnym kobiercu - dodała moja mama.
Uśmiechnięta wróciła do przebieralni, ubrała się w swoje ciuchy i zaniosła suknię do kasy. Jeszcze nie wyszła za piłkarza, a już używała jego karty bankowej.
- Carmel, a jak tam u Ciebie i Wilczka, no wiesz z czym ? - spytała mnie, gdy byłyśmy w końcu same.
- Na jutro mam umówioną wizytę u ginekologa. Muszę w końcu zacząć brać jakieś tabletki antykoncepcyjne.
- A nie chcecie jeszcze dzieciaczka ? - zaśmiała się. Spojrzałam na nią zaskoczona, to chyba ona powinna myśleć o dzieciach, a nie ja. Przecież z Ramosem znamy się dopiero od prawie 5 miesięcy. To za krótko by myśleć o dzieciach.
- Daj spokój Moni. Sama zacznij o nich myśleć. Chcę zostać chrzestną !
- Będziesz nią, nie martw się.

***

- Dzień dobry doktorze.  - powiedziałam wchodząc do gabinetu, który był mi dobrze znany. Przyszłam tu pierwszy kiedy miałam 16 lat. Mama mnie zmusiła, ale teraz jej za to dziękuję. Przynajmniej wiedziałam, że dojrzewam prawidłowo.
- Witaj Carmelito. Co Cię dzisiaj do mnie sprowadza ?
- Przyszłam na kontrolę i chciałam, żeby przepisał mi Pan tabletki antykoncepcyjne.
- Dobrze Carmelito, to proszę się przygotować i zaraz zaczniemy badanie.
Posłusznie schowałam sie za parawanem, ściągnęłam spodnie i bieliznę. Tego nienawidziłam w wizytach. Mimo tego, że znałam doktora, to i tak strasznie krępowało mnie to badanie. Mimo wszystko usiadłam na specjalnym fotelu i czekałam cierpliwie.
- Kochana, powiedz mi kiedy ty ostatni raz miałaś miesiączkę ? - mina lekarza nie wskazywała dobrych wieści. Tylko co takiego mogło się stać ?
- Trzy tygodnie temu. Za tydzień mam dostać kolejnej. Czy coś się stało ?
- Nie wiem. Połóż się proszę na kozetce, muszę zrobić ci USG.
Odrobinę zaniepokojona wykonałam jego polecenie i położyłam się na zimnym materiale. Od razu przeszły mnie ciarki. Było mi strasznie zimno. Chciałam już tylko ubrać się i wyjść.
- Gratuluję Panienko Lopez. Jest Pani w 16 tygodniu ciąży. Proszę ....
Zemdlałam z wrażenia. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie potrafiłam uwierzyć w to co właśnie powiedział do mnie lekarz. Jak to byłam w ciąży ? Przecież regularnie miesiączkowałam i nawet nie przytyłam. Brzuch też nie był jakoś bardzo widoczny. Cholera, o co tu chodzi ?!
Ocknęłam się po kilkunastu minutach. Byłam już ubrana. Lekarz podał mi kubeczek z wodą i kazał wypić cały.
- Widzę, że jest Pani zaskoczona. Zadzwoniłem po Pani mamę. Zaraz powinna tutaj być. Musi Pani teraz o siebie dbać.
- Panie doktorze, ale jak to możliwe ? - wypiłam duszkiem cały napój i poprosiłam o więcej. Ledwo trzymałam go w dłoniach, ponieważ ręce przeraźliwie mi się trzęsły. Co ja mam teraz zrobić ?
- Czasami tak się zdarza. Ciało każdej kobiety funkcjonuje inaczej. To nic nadzwyczajnego, proszę mi wierzyć.
Siedziałam zrezygnowana. Nie tryskałam radością jak reszta dziewczyn, które dowiadują się o ciąży. W głowie obliczałam kiedy to się stało. I obliczyłam. O mało co znowu nie zemdlałam. Tak, to maleństwo jest owocem naszej pierwszej wspólnej nocy. Dlaczego do jasnej cholery nie użyliśmy prezerwatyw ?! 

poniedziałek, 16 września 2013

13. Pierwszy raz.

Lotu samolotem nigdy nie zapomnę. To była najgorsza podróż w moim życiu. Nie przespałam ani
minuty (w przeciwieństwie do Wilczka, który miał umilać mi czas). Nie potrafiłam się przełamać, wiedząc, że jestem ponad chmurami. Nawet nie chciałam spojrzeć, przez te małe głupie okienko.
Wilczek obudził się na 20 minut przed lądowaniem. Był wypoczęty i radosny.
- Dzień dobry słoneczko - powiedział szczerząc swoje śnieżnobiałe kły.
- Czy ja wiem, czy taki dobry. Chce już stąd wyjść - no i zaczęło się.. Lądowanie.
- Aż tak źle ?
- Daj spokój. Ty sobie smacznie spałeś, a ja dostawałam tu do głowy - złapałam jego rękę i przez przypadek wbiłam mu paznokcie w dłoń.
- Wynagrodzę Ci tą podróż w hotelu - tymi słowami skończyliśmy naszą "interesującą" konwersację .

***
[ música ]

Akurat wyszłam z łazienki, kiedy na środku pokoju zauważyłam nagie pośladki i umięśnione plecy piłkarza. Wyglądał nieziemsko ! Już chciałam do niego podejść i dotknąć tego tyłeczka, ale się odwrócił. Tego nie przewidziałam. Stojąc z nim prawie twarzą w twarz, poprawiłam swój ręcznik i odrobinę się zarumieniłam. Ta cała sytuacja tak na mnie zadziałała. Dziwić się ? Stoi przede mną nagi grecki bóg, to chyba zrozumiałe. Dotykając mojego ciała "nieumyślnie" ściągnął mi ręcznik. Stał i przyglądał się mojemu nie do końca doskonałemu ciału. Mimo wszystko w jego oczach pojawiły się iskierki podniecenia. Zresztą nie tylko po oczach dało się do zauważyć.
- Pocałuj mnie - powiedziałam. On tylko na to czekał. Zaczął mnie całować. Na początku robił, to bardzo delikatnie i powoli, lecz po chwili stały się one zmysłowe, namiętne, podniecające i on sam zrobił się bardziej zachłanny. Podrzucił mnie, owinęłam go w pasie nogami i w tym samym momencie we mnie wszedł.
- Ahhh ! - jęknęłam i obudziłam się, automatycznie się prostując.
- Co ci się śniło ? - zaśmiał się, stojąc w nogach łóżka, owinięty jedynie ręcznikiem w pasie. Przygryzłam wargę na samą myśl, że jest tak idealnie jak w moim śnie. Byłam na niego napalona. Co on takiego w sobie ma ?! Dlaczego z sekundy na sekundę coraz bardziej go pragnę. Kilka tygodni temu nie pomyślałam bym, że będę o nim śnić, a co dopiero mieszkać z nim we wspólnym pokoju hotelowym w Nowym Jorku.
- Nic takiego - speszyłam się i zakryłam kołdrą po same uszy. Nadal nie potrafiłam wyrównać oddechu.
- No mów, szybko - złapał kołdrę i jednym ruchem ściągnął ja ze mnie. Przez cienki materiał stanika widać było moje sterczące sutki, które próbowałam zakryć, lecz on chyba zdążył to zauważyć. Podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka.
- Co ci się śniło ? - powtórzył pytanie.
- Nie powiem Ci. Będziesz się śmiał.
- Nie zamierzam się śmiać. Przyrzekam - musiałam się chwilę zastanowić jak mu to powiedzieć. Odważyłam się, ale wiedziałam, że nie mogę mu opowiedzieć wszystkiego ze szczegółami.
- Ty mi się śniłeś - bąknęłam, prawie niedosłyszalnie, lecz on usłyszał. Jego kąciki ust delikatnie się uniosły, ale chwilę później już siedział poważny.
- I to przeze mnie ?- powiedział i kciukiem przejechał po sutku, który od razu zareagował na jego dotyk. Skinęłam delikatnie głową, próbując powstrzymać emocje, ale on nie przestawał. Przymknęłam oczy, a on odebrał to jako zgodę na dalsze ruchy. Palcem wskazującym powoli przejeżdżał po moim udzie, a gdy już miał mnie dotknąć TAM nagle cofnął palec. Przyciskał mnie biodrami i czułam jak robi się twardy i gotowy. Jego dłonie błądziły po moim ciele,
włożył rękę pod koszulkę, która szybko znalazła się na podłodze. Westchnęłam z rozkoszy kiedy w końcu dotknął mnie w najczulszym miejscu. Robił ze mną co tylko chciał, a ja nie zgłaszałam żadnych sprzeciwów.

Gdy we mnie wszedł jęknęłam i wbiłam mu paznokcie w jego umięśnione plecy. Robiliśmy to tak jak w moim śnie. Trzymał mnie na rękach i delikatnie mną poruszał. Seks z nim był dla mnie zakazanym owocem, który smakował wyśmienicie. Obiecałam sobie, że to nie jest pierwszy i nie ostatni raz. 

***

Przez dwa tygodnie bawiliśmy się znakomicie. Czułam, że żyję ! Nie dość, że zwiedziliśmy chyba cały Nowy Jork, to uprawialiśmy seks w całym wynajętym przez Ramosa domu. Kuchnia, sypialnia, podłoga w salonie, w łazience, a nawet na balkonie. To ostatnie było odrobinę hardcorowe, ale kto by nas zauważył na 20 piętrze ? Po seksie na balkonie, przykryliśmy się kocem i przyglądaliśmy się gwiazdą. To było romantyczne ! Nawet nie wiedziałam, że Ramos może być takim romantykiem.
Z niczego bardziej się nie cieszyłam, tak jak z powrotu do domu i do mojej Monic. Ona w ogóle się do mnie nie odzywała.  Jakby zapadła się pod ziemię. Alvaro również. Nie mieliśmy z nikim kontaktu. Może nie chcieli nam przeszkadzać, ale skoro już do nich dzwonimy, to mogli by odebrać, nie ?!
Wilczek odwiózł mnie do domu i zaprosiłam go do siebie na noc. Nie mogłabym się przestawić by znowu spać sama w moim wielkim łóżku. Na szczęście miał jeszcze kilka dni wolnego, więc bezproblemowo się zgodził. Wnieśliśmy bagaże do domu i od razu wskoczyliśmy pod prysznic.
Pomimo zmęczenia, nie daliśmy sobie spokoju. Tym razem ja zainicjowałam cokolwiek. Zaczęłam dotykać jego nagi tors i zakazałam mu mnie dotykać, a nawet ruszać. Miał stać i tylko patrzeć. Przybliżyłam się do niego i zaczęłam całować jego uszy, szyję oraz schodzić coraz niżej i niżej. Zatrzymałam się na jego podbrzuszu i ręką dotknęłam jego przyrodzenia. Głośno wciągnął powietrze. Chciał mnie dotknąć, ale gdy tylko to robił - przestawałam. Nie potrzebował długiej gry wstępnej, co pieściło moje ego. Chociaż mimo wszystko wolałam, żeby pieścił coś innego.
Spragnieni naszych ciał wyszliśmy spod prysznica i wzajemnie wycierając nasze nagie ciała dokończyliśmy to co zaczęliśmy.
Zmęczeni, ale i szczęśliwy opadliśmy na łóżko. Zasnęłam w jego objęciach. Chciałam tak trwać wiecznie. Oficjalnie mogłam powiedzieć : KOCHAM SERGIO RAMOSA ! Miałam nadzieję, że on czuje to samo. Co ja bym teraz bez niego zrobiła ?!


środa, 11 września 2013

12. Wyjdziesz za mnie ?

** Rozmowa Monic i Alvaro **

- Co ty tutaj robisz? - spytała Monic i przyglądała się Alvaro zaskoczona. Nie do końca rozumiała co się tutaj dzieje. Przecież Carmel zaprosiła ją na obiad. Gdzie ona jest? I co tutaj robi Alvaro?
- Kuzynka mnie zaprosiła na obiad, a ty ? - on również był zdezorientowany. Nie wiedział, ze to wszystko to plan rudowłosej by w końcu mogli, ze sobą porozmawiać. Ona sama wyszła na zakupy, bo przecież następnego dnia już wylatywała do Nowego Jorku.
- Też miałam przyjść na obiad.
- Carmelita - powiedzieli równocześnie. Domyślili się przyczyny ich spotkania. Nie krępując się przeszli od razu do rzeczy. Usiedli w dużym pokoju i przyglądali się sobie. Monic nadal czuła żal do Alvaro, ale próbowała mu tego nie okazywać. Nie chciała by wiedział. Chciała by myślał , że u niej wszystko dobrze, by się nie martwił. Nadal coś do niego czuła. On do niej też. Może zachował się jak skończony idiota, ale musiał tak postąpić. Dlaczego ?
- Skarbie, wybacz mi proszę - zaczął. Bał się od razu przejść do sedna sprawy. Dziewczynie zakręciła się łezka w oku słysząc znów te słowa. To jak pieszczotliwie ją nazwał. Uwielbiała jak tak do niej mówił.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego ze mną zerwałeś nic nie tłumacząc. Przecież ja Cię z nim nie zdradziłam - mówiła powstrzymując łzy. Nie chciała płakać. Nie teraz. Nie tutaj.
- Musiałem - skwitował szybko i spuścił głowę. Wstyd mu było.
- Tak to musiałeś ?! Musiałeś mnie zostawić i nic nie tłumaczyć ? Ogarnij się. Nie masz już 5 lat ! - nie wytrzymała i zaczęła szlochać. Czuła się fatalnie. Ta rozmowa jej nie pomagała. Co gorsza, jeszcze bardziej ją dobijała.
- Klub narzucił mi, że nie mogę się spotykać z mało znaną dziewczyną... Powiedzieli, że albo się dostosuję, albo wylatuję !
- Co ty piedolisz ?! Chłopie ty siebie słyszysz czy nie ?! - wybuchła. Wstała i uderzyła pięścią w stół.
- Ja jej nie kocham. Kocham Tylko Ciebie. Proszę wybacz mi - klęknął przed nią na kolanach i wyciągnął pierścionek zaręczynowy
- Co ty robisz ? - wystraszyła się. Nie wiedziała co się dzieje. Co ma powiedzieć.
- Kocham Cię. Wyjdziesz za mnie ? - powiedział. W jego oczach mogła zobaczyć skruchę i miłość. Miłość do niej. Na prawdę był w niej zakochany. Nie chciał być z nikim innym. To na niej jej zależało. Ta cała Carla nic dla niego nie znaczyła. Liczyła się tylko ona, Monic.

** Carmelita **


Nie miałam pojęcia jak przebiegło spotkanie Monic i Alvaro, gdy wróciłam, ich już nie było. Mieszkanie było w idealnym stanie, więc się nie pozabijali. Nadszedł czas przygotowań do wyjazdu, więc wyciągnęłam moją walizkę na kółkach i powoli wyszukiwałam ubrania które ze sobą zabiorę. Nie wiedziałam czy w USA jest jak samo ciepło jak w Hiszpanii, więc wybrałam trochę cieplejszych i tych letnich. Włączyłam sobie szybszą muzykę i nadal się pakowałam. 
- Siostra, a ty gdzie wyjeżdżasz? - spytał stojący w drzwiach i krztuszący się śmiechem brat.
- A co ty taki ciekawski- przestałam tańczyć i usiadłam na łóżku przyglądając się bratu.
- No weź siostra, nie bądź taka. Gdzie jedziesz ? Zabrałaś już ze sobą chyba pół szafy ! - śmiał się oparty o framugę.
- Do USA
- A może tak dokładniej
- Do Nowego Jorku. Co, pocztówkę ci wysłać ? - wystawiłam język i pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy z szafki nocnej.
- Ha ha ha, ale ty dowciapna. Z kim jedziesz ?
- Ciekawska dusza. Z Sergio Ramosem.
- A gumki spakowałaś ? - zaśmiał się i jednym ruchem umknął poduszce zmierzającej w jego kierunku.

***

Przez cały kolejny dzień próbowałam dodzwonić się do Monic i Alvaro. Żadne z nich nawet nie odebrało telefonu. Nie miałam pojęcia co się mogło stać podczas ich spotkania. Salon wyglądał tak samo jak przed moim wyjściem, więc chyba się nie pozabijali. Śladów krwi też nie znalazłam. Tak więc zostało mi tylko czekać, aż któreś z nich się do mnie odezwie.
A ja tym czasem kontynuowałam pakowanie. Usiadłam przed walizką i zastanawiałam się co powinnam spakować, a co jednak wyciągnąć.
W końcu mój telefon się odezwał ! Nie uwierzycie jaką odczułam ulgę widząc numer blondynki.
- Monic ! Nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłam ! Co się stało ?! - nakrzyczałam na nią wcale nie czekając na "cześć" ani nic.
- Carmel, ochłoń proszę - była opanowana, jak nie ona - Mogę do ciebie przyjechać ?
- Uwielbiasz zadawać głupie pytania. Czekam ! - powiedziałam, a ona nic nie mówiąc , po prostu się rozłączyła.
Nie musiałam długo na nią czekać. Wystarczyło 15 minut i już siedziałyśmy na łóżku w moim pokoju. Dziewczyna była taka opanowana i poważna, a zarazem smutna. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Co takiego się stało.
- Monic, co jest ? - spytałam najdelikatniej jak umiałam i otuliłam ją ramieniem.
- Spójrz - powiedziała i wyciągnęła czerwone pudełeczko z kieszeni. Niepewnie wzięłam je do ręki, otworzyłam i zobaczyłam ... Zobaczyłam cudny pierścionek zaręczynowy. Jak to ?! Od kogo ?! Od Valdesa ?! To nie możliwe, to za szybko !
- Alvaro mi go wczoraj dał.. - zaczęła huśtać nogami i bawić się palcami, by tylko nie spojrzeć w moje oczy. Ja i tak wiedziałam, że jest zagubiona i nie wie co robić. Sama bym nie wiedziała. Co on sobie wyobraża ? Najpierw z nią zrywa a teraz przybiega z pierścionkiem ? Ehh.. Nigdy nie zrozumiem facetów.
 Niebieskooka opowiedziała mi w skrócie całą wczorajszą sytuację i gdy tylko skończyła, przyglądała mi się czekając na jakąś reakcję. Mnie nie było stać na nic innego jak tylko otwarcie buzi z wrażenia i przyglądanie jej się wytrzeszczonymi oczami a'la Ozil.
- No powiedź coś...
- Zgodziłaś się ? - to jedyne co udało mi się z siebie wykrztusić.
- Myślałam, że ty mi pomożesz go zrozumieć. Chciałabym, ale wiesz jak było.. Co ja mam zrobić ? - wtuliła się we mnie i zaczęła płakać.
- Nie płacz skarbie. Wszystko będzie dobrze. Zostań na noc. Przegadamy całą noc, zrobi Ci się lepiej.

***

Wstałyśmy rano, obudzone przez Sergio. Leżałyśmy wtulone w siebie. Monic miała podkrążone oczy, płakała całą noc. Nie wiedziała co ma zrobić. Do tej pory nie wie. Ubrałyśmy się, zjadłyśmy śniadanie i na dwa samochody pojechaliśmy na lotnisko. Nie chciałam teraz opuszczać przyjaciółki, nie w tym momencie, ale wszystko już było ustalone.
- Obiecaj mi, że jak tylko podejmiesz decyzję, to mnie o tym poinformujesz - powiedziałam, żegnając się z nią.
- Obiecuję. Baw się dobrze i tęsknij za mną - udało jej się wykrzesać odrobinę uśmiechu i ucałowała mnie w oba policzki. Sergio zdezorientowany spojrzał na nas, ale poprosiłam go by nie pytał. W końcu to nic pewnego, to po co ma wiedzieć ? On również pożegnał się z Monic i weszliśmy na schody, machając jej. Nadszedł czas zmian, dla wszystkich. Ja pierwszy raz leciałam samolotem, z nowo poznanym chłopakiem do obcego kraju. Za to Monic zostaje sama i będzie musiała podjąć nie łatwą decyzję.
Zajęliśmy nasze miejsca i włożyliśmy nasze podręczne bagaże do schowków. Gdy zaczęliśmy się wznosić, spojrzałam przed okienko, by pożegnać się jeszcze z Madrytem.
- Będę za Tobą tęsknić - pomyślałam i spojrzałam na piłkarza. Bałam się tego lotu. Najbardziej samego startu. Piłkarz chyba zobaczył to w moich piwnych oczach, bo od razu złapał moją dłoń i delikatnie ją ścisnął. Oparłam głowę o jego bark i przymknęłam oczy. Jego obecność koło mnie sprawiała, że czułam się bezpieczniej. Poczułam jak delikatnie całuje moje czoło. Jak dla mnie to był najbardziej czuły gest na świecie.
- Witamy na pokładzie linii lotniczych Wizzair. Prosimy o zapięcie pasów oraz wyłączenie telefonów komórkowych. Za ok 12 godzin wylądujemy w Nowym Jorku. Życzę miłego lotu - powiedziała długonoga stewardesa i zaczęło się. Samolot ruszył i powoli zaczynaliśmy się wznosić. Podczas wykonywania tych czynności, mocniej ścisnęłam dłoń Sergio i zacisnęłam zęby.
- Spokojnie, nic Ci się nie stanie. Ze mną jesteś bezpieczna - powiedział i znowu ucałował mnie w czoło. 

niedziela, 8 września 2013

11. Ważne pytanie

Wilczek jak zwykle wybrał niesamowitą miejscówkę na kolejną randkę. Szliśmy po Parque de El Retiro trzymając się za rękę. Niby mały gest, ale poczułam, że Ramosowi może na mnie zależeć i nie wstydzi się pokazywać ze mną publicznie. Co jakiś czas dzieci podbiegały do swojego idola, prosząc go o autograf, ale jemu to wcale nie przeszkadzało. Ze spokojem podpisywał ich gadżety i kontynuował rozmowę ze mną.
Usiedliśmy na drewnianej ławce i zaczęliśmy karmić kaczki. Położyłam głowę na ramieniu bruneta i patrzyłam w dal. Chciałam nie myśleć o swoim kuzynie i o tym co zrobił Monic, ale to cały czas zaprzątało moje  myśli.
- Sergio, możemy porozmawiać ? - zaczęłam niepewnie, czekając na jego odpowiedź zastanawiałam się, czy aby na pewno powinnam poruszać ten temat.
- Tak, oczywiście. Co ci leży na sercu ? - otulił mnie ramieniem, a ja od razu poczułam się lepiej.
- Chciałabym porozmawiać o Alvaro - westchnął, ale pozwolił mi kontynuować - Czy ty wiesz czemu się tak zachował ?
- Wtedy jak do mnie zadzwonił to z nim rozmawiałem, ale nie mam pojęcia dlaczego z nią nie porozmawiał. Jest jeszcze młody, musi dorosnąć. A Marcosowi nic nie mówił ?
- Nawet jeśli, to i tak by się nie przyznał. On nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo ją zranił ! - uniosłam się niepotrzebnie. Znowu się zdenerwowałam przez tą całą sytuację.
- Nie denerwuj się, chodź coś ci pokażę - wstał i podał mi dłoń . Zaprowadził mnie pod Kryształowy Pałac. Był cudowny. Mieszkam tutaj od urodzenia, a pierwszy raz jestem w tym miejscu.
Stałam wpatrzona i nawet nie zauważyłam kiedy Ramos mnie zostawił, i poszedł w stronę ochroniarzy. Chwile z nimi rozmawiał, po czym wrócił i przytulił mnie.
- Podoba Ci się ?
- I to jeszcze jak !
- To czas na coś lepszego - uśmiechnął się tajemniczo i weszliśmy do środka gdy tylko dołączyli do nas ochroniarze. Nie miałam pojęcia co się tak na prawdę dzieje.
- Co planujesz ? - zawsze byłam ciekawska i to się nigdy nie zmieni.
- Nie wiesz co się mówi ? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - zaśmiał się i zasłonił mi oczy jakimś materiałem. Zrobiłam może z 20 kroków i znowu się zatrzymaliśmy. Wokół unosił się zapach kwitnących kwiatów, wanilii i jakiegoś jedzenia.
Gdy ściągnął mi opaskę zobaczyłam coś niesamowitego. Nigdy wcześniej nie byłam w tak klimatycznym miejscu. Ogromna ilość kwiatów odrobinę mnie przytłoczyła, ale ich zapach tworzył wymarzoną atmosferę. Na samym środku stał stół, a na nim zapalone świece. Po prostu majstersztyk !
Wziął do ręki szampana i jednym ruchem go otworzył. Korek uderzył w filar, ale na szczęście nic się nie stało. Następnie nałożył mi potrawy, której nazwy nie znałam, ale okazała się przepyszna. Przez cały czas wydawało mi się, że jest jakiś spięty. Tak jakby czymś się denerwował. Niestety nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić. W końcu zebrał się w sobie i zaczął mówić.
- Wiem, że krótko się znamy i w ogóle, ale chciałbym Cię o coś zapytać.
O co takiego chciał mnie zapytać ? Odrobinę się wystraszyłam. W tanich produkcjach filmowych zazwyczaj po takiej przemowie, główny aktor oświadczał się swojej wybrance serca. Moje serce właśnie zatrzymało się na chwilę, oczekując tego co się za chwilę stanie.
- Czy ... - zaczął i zaraz przerwał - No dobra, muszę to powiedzieć. Czy pojechałabyś ze mną do Nowego Jorku na dwa tygodnie ? Chciałbym zabrać Cię ze sobą na wakacje.
Zaskoczył mnie, pozytywnie. Byłam szczęśliwa, że moje obawy były tylko obawami i chodziło o całkiem coś innego. Nowy Jork z Sergio Ramosem na dwa tygodnie ? Ciekawa propozycja. Tylko czy powinnam jechać z kimś kogo prawie wcale nie znam ? Może właśnie powinnam to zrobić by go poznać. 
Wilczek nerwowo stukał palcami o blat stołu. Nie miałam pojęcia dlaczego się tak stresował. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zazwyczaj był pewny siebie, a dzisiaj był nie do poznania.
- Pojadę z Tobą - odpowiedziałam, by go dłużej nie męczyć. W tym momencie całe napięcie z niego opadło i zerwał się z krzesła. Podbiegł w moim kierunku, uniósł mnie w górę i okręcił wokół własnej osi. Wycałował moje policzki ze szczęścia i podekscytowany złożył pocałunek również na moich ustach. Kolejny raz mogłam zasmakować tych niebiańskich ust. Nadal były słodkie i kuszące. I nadal działały na mnie podniecająco. Gdy się od siebie odsunęliśmy, potrzebowaliśmy kilka sekund by wyrównać nasz przyśpieszony oddech. 

***

- Wylatujemy za dwa dni, nie przeszkadza ci to ? - spytał, odwożąc mnie pod sam dom.
- Oczywiście, nie mam żadnych planów. Muszę tylko poinformować rodzinkę, że wyjeżdżam - obróciłam się w jego stronę i przyglądałam mu się. Po zgaszeniu silnika zrobił to samo. Przeczesałam palcami jego włosy. Za dwa dni będę go miała tylko dla siebie. Będzie moim oczkiem w głowie. To nie możliwe i chyba odrobinę żałosne, ale zaczynam coś do niego czuć. Nienawiść ustępuje miejsca zauroczeniu.
- Cieszę się, że jedziesz ze mną - powiedział wtulając twarz w moją dłoń.
- To ja się cieszę, że mnie ze sobą zabierasz - uśmiechnęłam się widząc szczerą radość w jego oczach - A teraz uciekaj do domu i szykuj się. Dobranoc maleństwo.
Ucałowawszy go w usta, wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę mieszkania. Byłam zanadto pobudzona, by móc spokojnie zasnąć, więc odpaliłam laptopa. Na skypie dostępny był mój kuzyn. Od razu do niego napisałam. Miałam nadzieję, że wytłumaczy mi o co w tym wszystkim chodzi.
Carmelita: Chcesz mi coś powiedzieć ?
Alvaro: To zależy co chcesz usłyszeć.
C: Dobrze wiesz, nie żartuj sobie.
A: Carmel, to sprawy między mną a Monic
C: Szkoda tylko, że nic jej nie wytłumaczyłeś. Wychodzi na to, że to sprawy tylko między Tobą a Tobą.
A: Dobra ! Najpierw porozmawiam z nią.
C: Tylko o tyle Cię proszę. Tak czy siak pewnie już do siebie nie wrócicie, ale nie psujcie atmosfery w domu.
A:  Tak, mamo ;)
C:  Oh daj se spokój :D Przyjedź jutro na obiad. Porozmawiamy !
A:  Znowu chcesz rozmawiać ? Ile można ?
C: Jutro o 1500 i nie dyskutuj mi tu ! Trzymaj się kuzyn ! ;*
A: Do jutra !  


__________________________________________________
Już miałam w planach skończenia tego opowiadania, tzn zawieszenia go, ale do głowy wpadł mi genialny pomysł. Rozdział nie idealny, ale jest i to mnie cieszy :) 
Dziękuję wam, że jeszcze czytacie to coś :)
Pozdrawiam ;*

wtorek, 3 września 2013

10. Czasem nie trzeba być wielkim piłkarzem...

Przez całą drogę zastanawiałam się co takiego stało się mojej kochanej Monic. Słychać było, że płacze, więc nie zapowiadało się zbyt wesoło. Bałam się, że to coś poważnego. Chwile po telefonie od Monic zadzwonił również Alvaro. Tyle że zadzwonił nie do mnie, a do Ramosa. To jego potrzebował. Wtedy zrozumieliśmy, że mogli się pokłócić. Tylko o co ? Wilczek położył swoją dłoń na moim kolanie i próbował mnie pocieszyć. Widział jak bardzo przejęłam się tym telefonem od przyjaciółki.
- Przykro mi, że nie mogliśmy dokończyć tego romantycznego wieczoru - powiedział parkując pod domem blondynki.
- To nie nasza wina - rzuciłam krótko, chciałam już do niej biec i wszystkiego się dowiedzieć.
- Spotkamy się jeszcze ? - ujął moja twarz w dłonie i spojrzał mi prosto w oczy. Próbował mnie zaczarować swoimi brązowymi tęczówkami, ale się nie dałam. Spławiłam go.
- Nie wiem, Ramos ja cię przepraszam ale muszę jej pomóc. Żegnaj - uśmiechnęłam się ponuro i pognałam do mieszkania. Teraz nie obchodziły mnie moje uczucia, czy uczucia Madridisty. To wszystko nie miało znaczenia, ponieważ przyjaciółka była w potrzebie.
Zapukałam nieśmiało do jej pokoju, a po chwili usłyszałam ciche "wejść". W środku zastałam blondynkę w opłakanym stanie. Leżała skulona na łóżku. Makijaż miała rozmazany na całej twarzy. Podbiegłam do niej i przytuliłam ją z całej siły. Położyła głowę na moich nogach i cicho szlochała. Odgarniałam włosy z jej twarzy oraz starałam się ją uspokoić. Gdy tylko ucichła, postanowiłam się czegoś dowiedzieć.
- Alvaro ? - spytałam krótko.
- Yhym.
- Dlaczego ? - nie odpowiedziała tylko podała mi swój telefon. Na ekranie ciągle widniał jeden sms. Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale wszystko się zmieniło gdy tylko go przeczytałam.

"Wszystko przemyślałem. Moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać ? Proszę, zgódź się. VV "

Jeśli Alvaro go przeczytał, to musiał się nieźle wkurzyć. Tak w ogóle to skąd Valdes miał jej numer ? Przecież mu go nie podawałam. Chyba, że sama to zrobiła. Jeśli tak, to powinna wypić piwo, które sobie naważyła.
- I co teraz ?
- Carmen, ja muszę z nim porozmawiać i wszystko mu wytłumaczyć. Ja go kocham ! - i rozpłakała się jeszcze bardziej.

***

Tydzień później nic się nie zmieniło. Nasza kochana parka nadal była skłócona. Nie chcieli ani razu się ze sobą spotkać. To znaczy on nie chciał. Znał swoją wersję i nie chciał wysłuchać żadnej innej. Oboje z Sergiuszem próbowaliśmy go namówić, ale to nic nie dało. Zostało nam tylko czekać. Tylko ile ? Monic wypłakiwała sobie oczy w poduszkę, a on hulał w najlepsze. Udawałam, że nic nie wiem, ale każdego wieczoru wychodził z Ronaldo i Di Marią. Od czasu do czasu Sergio chodził z nimi, żeby go pilnować. Na szczęście nie robił nic złego. Pomiędzy mną obrońcom też nic się nie zmieniło. On próbował, ale ja nie chciałam.
Wszystko się zmieniło jednego pięknego wieczoru, kiedy to udało mi się wyciągnąć Monic do mnie na babski wieczór. Potrzebowała tego. Siedziałyśmy razem na łóżku i przeglądałyśmy portale plotkarskie. - To nudne i to, i to, i to - powtarzałam przewijając stronę.
- Carmelita ! Stój ! - krzyknęła i wyrwała mi laptopa z rąk. Wybrała pierwszy artykuł i zaczęła czytać.

Oczy dziewczyny natychmiast zaszły łzami. Znowu zaczęła płakać, a dopiero co miała uśmiech na ustach. Co ona takiego przeczytała ? Odwróciłam laptopa w moją stronę i zaczęłam czytać.

"Widziałyście dziewczynę Alvaro Moraty ?
Czasem nie trzeba być wielkim piłkarzem, by obracać się w towarzystwie „missek” i modelek. Coś na ten temat może Wam powiedzieć Alvaro Morata, zawodnik z rezerw Realu, który co prawda jeszcze nie wyrósł na pierwszoplanowego piłkarza „Królewskich”, ale za to ma spore wzięcie u przedstawicielek płci pięknej…
Wybranką Moraty stała się Carla Garcia Baber, jedna z najsłynniejszych hiszpańskich modelek, która w 2009 wygrała wybory Miss Las Palmas, a dwa lata później reprezentowała swój kraj na wyborach Miss World. W hiszpańskich mediach można jednak wyczytać, że daleko jej do stereotypowej dziewczyny piłkarza, bo w wolnych chwilach… studiuje medycynę."


- Oni musieli znać się już wcześniej. To nie możliwe, żeby w tydzień znalazł sobie nową dziewczynę - szlochała.
- Monic, ja Cię proszę. Zapomnij o nim. Nie jest tego wart. Jest moim kuzynem, więc mogę to powiedzieć. Alvaro jest skończonym idiotą ! - przytuliłam ją i starałam się ją pocieszyć, ale nie miałam już pomysłów jak to zrobić. - Może powinnaś zadzwonić do Valdesa i się z nim umówić.
- Dlaczego ? Carmelita ! Przecież dopiero co rozstałam się z Alvaro.
- Jemu to jakoś nie przeszkadzało. Pomyśl, tym to dopiero byś mu dopiekła.
- Hmm... - zaczęła się zastanawiać. Wytarła łzy z policzków i jakoś dziwnie rozpromieniała. - Czemu by nie.
Sekundę później wysyłała sms'a do Victora. Nie wnikałam już więcej w jej sprawy.
Chwyciłam swój telefon i wyszłam z pokoju. Musiałam chwilę posiedzieć sama i wszystko przemyśleć. Jak on mógł się tak wobec niej zachować ?! Nawet nie chciał z nią porozmawiać, tylko od razu rzucił się w ramiona innej. W ogóle mi to do niego nie pasowało. Pierwszy raz się tak zachował. Dobrze wiedział, że Monic jest moją najlepszą przyjaciółką i tak nagle nie zerwę z nią kontaktu, bo mu się ubzdurało tak beznadziejnie z nią zerwać.
Rozłożyłam się na kanapie i zastanawiałam się co powinnam zrobić. Nie trwało to długo, bo jak zwykle przeszkodził mi sygnał przychodzącej wiadomości.

Ramos: Kawa jutro po moim treningu (tzn. 2000) ? :)
Ja: Zgoda. Musimy porozmawiać.
Ramos: Coś się stało ?
Ja: Alvaro spaprał sprawę, ale to już pewnie wiesz.

Nawet nie wiem czy coś mi odpisał bo zasnęłam. Sama nawet nie wiedziałam kiedy. Śniło mi się pierwsze spotkanie z Sergio i jak to wszystko mogłoby się skończyć, gdyby nie ta cała afera. Siedzieliśmy na plaży i patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Obrońca Realu zachowywał się bardzo szarmancko, był dżentelmenem i był bardzo romantyczny. Nigdy bym się nie spodziewała, że ktoś taki jak on może być właśnie taki.
- Carmelku ! Carmelku ! - obudził mnie wrzask na cały dom. Podniosłam głowę do góry i zauważyłam rozpromienioną Monic. Wyglądała dużo lepiej. Ciekawe co było przyczyną takiej nagłej zmiany nastroju.
- Tak ?
- O przepraszam. Nie chciałam Cię obudzić - powiedziała widząc moją zaspaną twarz.  
- Nie, nie. Spokojnie. No mów co się stało - uśmiechnęłam się i poklepałam miejsce obok mnie, zapraszając ją by usiadła obok mnie. Dziewczyna jednym skokiem wylądowała obok. Przytuliła mnie i cały czas powtarzała słowo 'dziękuję'.
- Za co ty mi tak dziękujesz ? - odwzajemniłam uścisk.
- Napisałam do Victora i ... umówiłam się z nim ! - z jej ust wydostał się pisk radości. Monic była tak szczęśliwa, że rzuciła się na mnie i wywróciłyśmy się razem z kanapą. Obie wybuchłyśmy nagłym  i nie opanowanym śmiechem.
- Dziewczyny, nic wam nie jest ?! - do pokoju wbiegł wystraszony Marcos. Spojrzałyśmy na niego i powtórnie zaczęłyśmy się śmiać jak głupie.
- Oh, co ja z wami mam - powiedział, machnął ręką i wrócił do siebie. Podniosłyśmy się z podłogi i poprawiłyśmy mebel. Duży pokój wrócił do normy i wyglądał jak wcześniej.
Leżąc w łóżku zaczęłyśmy rozmawiać na najbardziej oklepany temat wśród dziewczyn. Faceci. Monic dopytywała się mnie o każdy szczegół mojego spotkania z Wilczkiem. Opowiedziałam jej o plaży, o świecach, a ona w zamian powiedziała mi o wszystkim co zdarzyło się z Valdesem podczas jej urodzin. Przyznała mi się, że wymienili się numerami. Raz na jakiś czas ze sobą pisali, ale powiedział jej, że nic z tego nie będzie. Sama była zszokowana nagłą zmianą decyzji bramkarza. Czuła się fatalnie po zerwaniu, ale kto by się oparł brązowym oczom gracza Barcelony. 
Nawet nie zauważyłyśmy jak wybiła godzina 350. Zorientowałyśmy się dopiero, gdy ziewałyśmy co 5 sekund. Ucałowałam dziewczynę w policzek, życzyłam jej kolorowych snów i zabierając kołdrę wróciłam do salonu z nadzieją, że słodki sen powróci. 


______________________________________________
Średni ten rozdział, ale musiałam w końcu zakończyć wątek Alvaro i Monic, by móc wrócić do wątku Sergiusza i Carmelity :D Pewnie nie możecie się doczekać, nie ? Ale dobre żarty opowiadam xD Trzymajcie się kochani ;* 

czwartek, 29 sierpnia 2013

9. "Moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać ?"

- Pozwolisz mi odwieźć Cię do domu ? - rozkojarzona tylko kiwnęłam głową i pomógł mi wstać. Po Monic i Alvaro nie było już śladu. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zniknęli. W tym momencie nie byli mi potrzebni, bo wszystko co potrzebowałam, trzymałam za rękę.
- Nic mi się nie stanie ? - byłam ciekawa jego odpowiedzi. Musiałam go trochę podpuścić.
- Będę o Ciebie dbał, proszę zaufaj mi - powiedział i stojąc na przeciwko, objął mnie w pasie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Dobrze - jego kąciki ust uniosły się w szczerym uśmiechu i po czym ucałował mnie w czoło.
- Chcesz już jechać, czy mogę Cię gdzieś porwać ?
- A gdzie chcesz mnie zabrać ? - nadal tkwiłam w jego objęciach, upajając się jego zapachem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak szybko mu uległam. Jeszcze kilka godzin temu wydrapałabym mu oczy, a teraz stoję w jego żelaznym, a zarazem delikatnym uścisku. Niezauważalnie potrząsnęłam głową by ochłonąć, po czym zrobiłam krok w tył. Miałam zamiar trzymać go jeszcze na dystans. Niech się stara. Nie może mieć za łatwo, a ja nie mogę pozwolić mu zrobić papki z moich uczuć.
-Idziesz ? - nie odpowiedział mi na pytanie, tylko wyciągnął rękę w moją stronę. Zastanawiałam sie czy ją chwycić, ale nawet mi na to nie pozwolił. Gdy mu nie odpowiedziałam, to przerzucił mnie przez ramię.
- Puść mnie - śmiałam się i uderzałam go w plecy.
- Wytrzymaj jeszcze. Btw to mnie nie boli - powiedział i delikatnie mnie podrzucił.

** Monic **

Widząc jak dobrze im się ze sobą rozmawia, postanowiliśmy zostawić ich samych. Na dodatek, atmosfera nam sprzyjała, przez co znowu mieliśmy ochotę pobyć tylko we własnym towarzystwie. Odchodząc od pary, jeszcze raz się odwróciłam. Carmelita wyglądała na szczęśliwą, co powodowało uśmiech na mojej twarzy.
W domu Alvaro zrobił nam po drinku i zasiedliśmy przed telewizorem. Wtuliłam się w niego i włączyliśmy TV3 i zaczęliśmy oglądać Cracòvię. Akurat leciał "skecz" (bo nie wiem czy mogę tak to nazwać ) o Di Marii. O dziwo nawet mój Madridista się z tego śmiał. Dobrze wiedzieć, że potrafią śmiać się sami z siebie.
- Idziemy spać ? - spytał, całując mnie w skroń.
- Skoczę się tylko wykąpać, dobrze ?
- Jasne ! Mogę iść z Tobą ? - już miał wstać wraz ze mną, ale mu uciekłam do łazienki. Po ciężkim dniu spędzonym na lataniu po sklepach, prysznic był jak zbawienie. Nie mogłam za długo pod nim spędzić, bo chłopak już na mnie czekał.
Wychodząc spod prysznica, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej, a chwile później tłuczonego szkła. Przestraszyłam się. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wybiegłam przerażona z pomieszczenia.
- Kochanie ?! - krzyczałam - Kochanie co się stało ?!
- Teraz to kochanie, tak ?! A może wytłumaczysz mi to ? - piłkarz wpadł w furię. Na podłodze leżały skorupy rozbitego wazonu, a z jego ręki kapała krew. Musiał porządnie w nią uderzyć.
- O co ci chodzi ? Co się stało ? - próbowałam uspokoić go głosem.
- Ty mi powiedz - rzucił telefonem w moją stronę. Na szczęście udało mi sie go złapać. Spojrzałam na ekran i ujrzałam coś czego nigdy bym się nie spodziewała.

"Wszystko przemyślałem. Moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać ? Proszę, zgódź się. VV "

Stałam zaskoczona i nie potrafiłam domyślić się kim jest VV. Dopiero chwilę później skojarzyłam. Victor Valdes. Szczęka mi opadła, o mało co nie musiałam zbierać jej z podłogi. Jak mogłam być tak głupia i zapomnieć, że podałam mu swój numer. Od imprezy minęło kilka dni, a on dopiero teraz się odezwał. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie.
- Kochanie, daj mi wszystko wytłumaczyć. Proszę Cię .. - zrobiłam krok w przód, lecz on w tym samym momencie zrobił krok w tył. Wyciągnęłam do niego ręce, chcąc ująć jego rozgniewaną twarz.
- Wyjdź. Nie chcę dzisiaj z Tobą rozmawiać. - spojrzał w drugą stronę.
- Alvaro, proszę .... - byłam bliska płaczu. Nie chciałam tego wszystkiego zaprzepaścić. Znamy się już tyle czasu, a parą jesteśmy od pół roku. To nie jest mało. On jest moją pierwszą prawdziwą miłością. To on jako pierwszy sprawił, że moje serce zaczęło szybciej bić.
- Zostaw mnie, proszę - powiedział opanowany i wyszedł do innego pokoju, skąd znowu dochodziły dźwięki tłuczonej porcelany i szkła. 

** Carmelita **

Wilczek puścił mnie dopiero na miejscu. Zaniósł mnie na w odosobnione miejsce na pobliskiej plaży. Widok był jeszcze bardziej romantyczny, niż ten z restauracji. Nie miałam pojęcia jak to zorganizował, ale na piasku ustawiony był stół "dla dwóch". Spojrzałam na niego mile zaskoczona, a on tylko odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść. Zasiadłam do stołu i spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich, że rozpiera go duma.
- Jak ci się podoba ?
- Jest cudownie ! - powiedziałam, rozglądając się dookoła.
- To wszystko dla Ciebie.
- Za co to wszystko ?
- Czuję, że nadal mi nie wybaczyłaś. Chciałem Ci pokazać, że nie jestem taki najgorszy. Nie jestem wcale taki, jakim mnie piszą - chyba naprawdę zaczęła ufać w jego bajeczkę. Na prawdę się stara. Kto inny by zrobił dla mnie tyle rzeczy. Nie dość, że wysłał Monic na zakupy, to jeszcze zorganizował kolację w restauracji, a teraz jeszcze romantyczny wieczór na plaży.
W uroczym wieczorze przeszkodził nam mój telefon. Odrobinę wkurzona spojrzałam na wyświetlacz. Tym razem wyświetlił mi się numer Monic. Odebrałam bez wahania.
- Carmelita ? - usłyszałam jak pociąga nosem. Była kompletnie roztrzęsiona.
- Skarbie, czemu płaczesz ?
- Jesteś jeszcze z Sergio ? - nadal nic się nie dowiedziałam. Zadawała tylko pytania, a ja czekałam na relację.
- Jestem, ale mów co się stało.
- Nie, to nie będę Ci przeszkadzać.
- Moni ! Zaczekaj. Proszę, powiedz mi co się stało. To jest najważniejsze.
- Potrzebuję Cię. Będę czekać u Ciebie w domu - chlipnęła i rozłączyła się.
- Sergio ja Cię przepraszam, ale muszę pilnie wracać do domu. Coś nie tak z Monic - złapałam torebkę i gwałtownie wstałam.
- Poczekaj. Odwiozę Cię - dotknął moje ramię, by mnie pocieszyć.

________________________________________________
Tak krótko, bo trochę zaniedbałam to opowiadanie. Obiecuję poprawę ! 
Buziaki ;*

środa, 21 sierpnia 2013

8. Szansa by poznać prawdę.

Siedziałam zastanawiając się, jak to wszystko rozegrać. Byłam właśnie na randce z osobą, która niemiłosiernie mnie irytowała. Postanowiłam dać mu tą szanse, by w końcu się odwalił. A może nie taka była przyczyna mojej szybkiej zgody ? Nie, nie mogłam tak myśleć. On mi się nie podobał.. Może jednak ? Nie ! Na pewno nie ! Przecież on jest typowym alvaro, który chce tylko przelecieć i zostawić. Gdyby nim nie był, to czy mając 27 nie powinien mieć żony ? No dobra, chociaż dziewczynę.
- Masz piękne piwne oczy - skwitował siadając na przeciwko mnie. Obiecałam Monic, że będę dla niego uprzejma, chociaż ten jeden raz, więc grzecznie podziękowałam i chwyciłam kartę dań.
- Podobał Ci się prezent ? - ciągnął dalej.
-Yhy, dziękuję - mruknęłam, by dalej nie musieć ciągnąć tej rozmowy. Chciałam, żeby ta randka się już skończyła. Na szczęście na przeciwko miałam piękny widok na morze, to nie musiałam patrzeć mu w oczy.
- Możesz zamówić na co tylko masz ochotę, ja stawiam. Poza tym, bardzo ładna sukienka. Fajnie wydawało się moje pieniądze ?
- Jak to twoje ? - dopiero teraz się ożywiłam i dołączyłam do rozmowy.
- Dałem Monic moją kartę, nie mówiła Ci ?
- Gdyby mi powiedziała, to bym z niej nie skorzystała - zapomniałam ugryźć się w język. Przecież obiecałam.
No i zapadłam krępująca cisza. Zajęłam się przeglądaniem Menu, które zawierało bardzo drogie i wykwintne dania (typu homar, ślimaki, gazpacho, paella etc), ale również znalazły się też dania dla tych biedniejszych. W karcie odnalazłam swoją ulubioną przystawkę "Jamón ibérico de bellota" oraz jedno z głównych dań "Croquetas caseras variadas" . Może nie były to za drogie dania, ale ja je uwielbiałam. Do tego zamówiłam sobie również mojito. Ramos natomiast wybrał chyba najdroższe dania z karty, co utwierdziło mnie w moich wcześniejszych przekonaniach.
Czekając na zamówienie rozejrzałam się wokół. Dopiero wtedy zauważyłam, że Monic siedzi wraz z Alvaro kilka stołów dalej. Byli bardzo zajęci rozmową. On trzymał jej rękę, a ona patrzyła w niego jak w obrazek. Po chwili wzrokiem wróciłam do El Lobo.
- Mówił ci mój kuzyn coś może o Monic i ich "związku" ? O ile kilku dniową znajomość można nazwać związkiem - parsknęłam.
- To ty nic nie wiesz ? - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Co niby mam wiedzieć ? - powiedziałam odrobinę poirytowana. Jak zwykle nic nie wiedziałam.
- Powinnaś porozmawiać z przyjaciółką, ale jeśli możesz to nie rób tego dzisiaj - uśmiechnął się uroczo, przez co moje serce odrobinę zmiękło. Nie było już twardą skałą.
- A jeśli obiecam, że będę grzeczna ? - odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam mały paluszek w jego stronę.
- Co ty robisz ? - zaśmiał się.
- No składam obietnicę. Jeśli mi wierzysz, to małym paluszkiem chwyć mój mały paluszek - zaczęłam mówić jak mała dziewczynka, by go przekonać. Choć tak szczerze nie byłam pewna czy to w ogóle zadziała.
- A co jeśli jej nie spełnisz ? - nie miałam pojęcia co mogłabym zrobić, więc dałam mu czas do namysłu.
- Założysz koszulkę realu z moim imieniem na mecz Barcelony - co za cwaniak ! Wiedział, że kocham tylko i wyłącznie Barcelonę. Wejście na Camp Nou w koszulce Realu Madryt mogłoby się dla mnie bardzo źle skończyć. Nie miałam innego wyjścia, więc zgodziłam się i przepraszając wstałam od stołu. Udowodnię, że potrafię !
Zaciągnęłam blondynkę za sobą do łazienki. Wyciągnęłam puder z torebki i zaczęłam poprawiać makijaż.
- Jesteś z Madridistą ? - zapytałam wprost. W lustrze widziałam jej wyraz twarzy, który mówił "ona wie", lecz nic nie powiedziała. Jedynie opuściła głowę zawstydzona.
- Carmel.. Ja chciałam ci powiedzieć.
- Teraz możesz.
- I to zrobię. Za długo już cię okłamuję - przeraziła mnie tym stwierdzeniem, ale byłam gotowa na wszystko.
- Tzn.. Ile ? Ile ze sobą jesteście ?
- Car, to na prawdę nie ma znaczenia - przerwała, lecz kontynuowała widząc mój wyraz twarzy - Od pół roku
Doznałam szoku. Nie potrafiłam zrozumieć jak oni zdołali ukrywać się tyle czasu. O dziwo... Byłam z nich dumna, że im się udało. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Nie wiedziałam co mam powiedzieć i jak zareagować.
- Powiedz coś, proszę - domagała się będąc odrobinę przerażona.
- Chciałam powiedzieć, że ... Strasznie się cieszę i życzę wam szczęścia ! - powiedziałam i zaczęłam piszczeć z radości. Teraz to ona przeżywała szok życia. Rzuciłam się jej w ramiona i uściskałam z całej siły. Może trudno w to uwierzyć, bo tak bardzo się bałam ich ze sobą poznać. A tutaj okazuje się, że są ze sobą już taki szmat czasu. Następnym razem muszę bardziej ufać przyjaciółce i niczego przed nią nie ukrywać.

***

Gdy wróciłyśmy do stołu, to nasi dzisiejsi partnerzy dyskutowali zawzięcie na jakiś dziwny, ale jak widać, ciekawy dla nich temat. Zajęłyśmy swoje miejsca i moment później przyszedł kelner z naszym zamówieniem. Wszyscy zabraliśmy się za jedzenie, a ja od czasu do czasu ukradkiem zerkałam na przystojnego obrońcę. Jednak coś było w tym człowieku. Jeśli na prawdę jest kobieciarzem, to nie dziwię się. Z takim wyglądem może mieć każdą, więc dlaczego chce mnie ?
Po kolacji zamówiliśmy kolejne trunki i wszyscy usiedliśmy obok siebie na jednej kanapie, by móc oczekiwać na cudowny zachód słońca. Zakochana para wtulała się w siebie, a ja z Wilczkiem siedzieliśmy trochę zdezorientowani. Nie chciałam pokazać, że cała wściekłość na niego już mi przeszła. Nie czułabym się dobrze gdybym mu uległa.
- Wygrałaś - szepnął mi do ucha, po czym złożył niewinny pocałunek na moim policzku.
- Mówiłam, że wygram - oparłam się o poduchy.
- Ja to wiedziałem, tylko Cię podpuszczałem. Warto było. Może jeszcze wieczór się nie skończył, ale ty jeszcze mnie nie zabiłaś. To chyba dobrze, nie ? - wyszczerzył śnieżnobiałe żąbki.
- Dobrze mówisz, wieczór się jeszcze nie skończył - powiedziałam i lekko klepnęłam go w udo.
- A to za co ? - dotknął mojej twarzy i przybliżył ją do swojej. Był poważny jak jeszcze nigdy dotąd. Patrzył mi prosto w oczy, a ja czułam się jakby przeglądał w nich moją duszę. Zazwyczaj takie zbliżenia prowadzą tylko do jednego, więc zakłopotana odsunęłam się minimalnie. Zmusiłam się do tego. Jakaś dziwna moc ciągnęła mnie do niego. Nie wiem, może ma przy sobie jakiś magnes, a mi w dzieciństwie wszczepili jakąś metalową płytkę.
- Przepraszam - wyszeptałam i całkowicie odsunęłam się od piłkarza.
- To ja przepraszam, nie powinienem - powiedział i poprawił się na siedzeniu. W tej właśnie chwili go nie poznawałam. Przeprosił mnie, chociaż niczego nie zrobił. Okazał się dżentelmenem. Nie zrobił niczego, na co mu nie pozwoliłam.
Gdy tylko usadowił się wygodnie, zdecydowałam się na pewien dość nieprzemyślany w ogóle krok. Położyłam głowę na jego umięśnionym torsie. Czułam jego hipnotyzujące perfumy i to sprawiło, że moim ciałem zawładnęły nieopanowane emocje. Zamykając oczy widziałam jego. Stał przede mną w seksownym garniturze, po czym pojedynczo ściągał każdą część swojej garderoby. Nie zauważyłam nawet kiedy go pocałowałam. I to nie w mojej głowie, w rzeczywistości. Szybko się speszyłam i znowu odsunęłam się czerwona jak cegła. O dziwo było to najlepsze co mogło mnie spotkać. Jego usta były idealne. Miękkie i słodkie. Wiedział jak pocałować, by nagle twoje hormony zaczęły szaleć jeszcze bardziej.
- Pozwolisz mi odwieźć Cię do domu ? - rozkojarzona tylko kiwnęłam głową i pomógł mi wstać. Po Monic i Alvaro nie było już śladu. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zniknęli. W tym momencie nie byli mi potrzebni, bo wszystko co potrzebowałam, trzymałam za rękę. 

_____________________________________________
W końcu znalazłam chwilę, jak i wenę by cokolwiek napisać. Ta praca mnie wykańcza psychicznie. Chociaż nie, to nie praca tylko te dzieci. -.- Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział i zostawicie jakiś komentarz na jego temat. 
Za każdą literówkę przepraszam. Ogólnie przepraszam, za wszystkie błędy. 
Buziaki ;*

piątek, 16 sierpnia 2013

7."Carmelitko, proszę Cię"

**Monic**
Po wczorajszym zbliżeniu postanowiłam zostać u niego na noc. Uwielbiałam spać w jego ramionach, ale przez cały czas męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam już dłużej jej oszukiwać. Mogłam wyznać jej prawdę, gdy mi go przedstawiała. Gdzieś koło 6 rano, nie mogąc dłużej spać, wyszłam na balkon odetchnąć świeżym powietrzem. Alvaro nie było w łóżku, więc byłam przekonana, że wyszedł pobiegać.
- Już nie śpisz kochanie ? - pojawił się jakieś 5 minut później i objął mnie w pasie, po czym delikatnie pocałował w policzek.
- Nie umiem spać, całą noc się męczyłam. Myślałam o wszystkim i o niczym konkretnym. O naszym związku, o tym jak zeswatać Ramosa z Carmelitą oraz o tym jak wyznać jej prawdę o nas.
- I wymyśliłaś coś ?
- Tak, ale nie wiem czy to wypali. Będziesz musiał mi pomóc.
- Dla Ciebie wszystko, najdroższa - obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał głęboko w oczy, a następnie złożył namiętny pocałunek na moich ustach.

** Carmelita **
Smacznie sobie spałam, do momentu aż usłyszałam piosenkę, którą Ramos ustawił jako dzwonek na moim nowym telefonie. Nadal nie potrafiłam się do niego przyzwyczaić. Zaspana nawet nie sprawdziłam kto dzwoni, tylko od razu odebrałam.
- Taaa .. ? - wybełkotałam.
- O kurcze, cześć Carmelku. Przepraszam, że Cię obudziłam, ale dzisiaj jest ważny dzień.
- Zadzwoń do mnie za 2 godziny - już miałam się rozłączyć, lecz osoba prosiła bym nie odkładała słuchawki.
- Carmelku to ja, Monic. Będę u ciebie za te 2 godziny i jedziemy na zakupy. Potem ci wszystko wytłumaczę. Bądź gotowa !
- Monic, jest dopiero - sprawdziłam godzinę - Rany boskie ! Jest dopiero 6 rano. Jak ja mam się wyszykować na 8 ? Oszalałaś ?
- Zaufaj mi. Będziemy potrzebowały sporo czasu by wszystko ogarnąć. No już ! Wstawaj, wstawaj. Będę równo o 8:00. - i właśnie tak zakończyła naszą rozmowę telefoniczną. Opadłam zrezygnowana na łóżko i złapałam się za głowę. Miałam 2 godziny, by się wyszykować. Wziąć kąpiel, umalować się, zjeść, zrobić coś z włosami i znaleźć jakieś odpowiednie ciuchy. Właśnie ! Odpowiednie na co, albo do czego ? Nawet nie wiedziałam jakie ma plany i co zamierza robić.
Miałam zaplanowaną długą kąpiel z bąbelkami, ale ze względu na czas musiałam wybrać opcje numer dwa, czyli gorący relaksujący prysznic. Cytrusowo-gruszkowy żel pod prysznic pomógł mi powrócić do żywych. Przeszukując szafę znalazłam coś odpowiedniego na dzisiejszą pogodę. Nie było ani za zimno ani za ciepło, więc ubrałam czarne jeansy, łososiową koszulę i brązowe zamszowe buty na płaskiej podeszwie. Nie chciałam zakładać obcasów czy koturn. Nogi bolały mnie jeszcze po urodzinach Monic.

***

- Mała ile jeszcze tego ?! - zaczynałam się denerwować, stojąc w kabinie i przymierzając dziesiątą z kolei elegancką sukienkę.
- Musisz wyglądać olśniewająco ! - odsłoniła materiał i przyjrzała mi się dokładnie - Nie, nie pasuje ci. Ściągaj i przymierzaj kolejną.
Spojrzałam na nią zrezygnowana, ale jedyne co usłyszałam to "Szybciej, mamy mało czasu". Zasłoniła mnie i usiadła na pufie przed przymierzalnią. Może ona dobrze się bawiła, ale ja nie.
- A tak w ogóle to gdzie my się tak śpieszymy ?
- Ojciec ma jakiś beznadziejny bal. Ja już mam wszystko gotowe, ale nie chce iść sama. Proszę chodź ze mną.
- Nie mogłaś tak od razu powiedzieć ? Tylko odstawiasz jakąś szopkę.
- Żadnej szopki nie odstawiam. Staram się byś wyglądała jak najlepiej. No dobra pokaż się - powtórzyła poprzednią czynność, lecz tym razem w końcu jej się spodobało. Już miałam nadzieję, że te dwu godzinne męczarnie właśnie skończyły i wrócimy do domu. Monic miała inny plan. Do przejścia miałyśmy jeszcze całe centrum handlowe, bo przez te 2 godziny odwiedziłyśmy tylko 2 sklepy. Na szczęście całą resztę znalazłyśmy w niespełna półtorej godziny.
Dochodziło południe gdy wyszłyśmy z centrum handlowego. Monic wykonała kilka telefonów i nie czekałyśmy nawet 3 minut, a na parkingu pojawiła się czarna limuzyna.
- Widzę, że twój tata coś zaszalał tym razem - powiedziałam dołączając do przyjaciółki, która już mieściła się na wygodnej sofie i wyjmowała szampana.
- Yhym - skwitowała krótko i zwięźle - Javier, możemy jechać w kolejne miejsce.
- W kolejne ? Jak to ? Myślałam, że wracamy do domu - spojrzałam na nią lekko przerażona i zmęczona.
- Cicho. Nie ty dzisiaj płacisz, więc nie marudź tylko korzystaj.

***


Po wizycie w salonie kosmetycznym i u fryzjera byłam wykończona, a jeszcze miałyśmy iść na tą uroczystość. Na szczęście koło godziny 16 byłyśmy już w domu. Już, albo lepiej mówiąc W KOŃCU ! To nie jest tak, że nie lubię zakupów, ale nigdy nie spędziłam na nich tyle czasu. Gdy tylko dotarłyśmy w końcu do domu. Przyjrzałam się swoim niedawno zrobionym paznokciom. Musiałam przyznać, że wyglądały cudownie ! Zresztą tak jak rzeczy na dzisiejszy wieczór. Zaszalałyśmy i nawet nie patrzyłyśmy na ceny. Coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać, co to za ważna uroczystość. Będę musiała podziękować jej ojcu, jak tylko go spotkam.
Wyciągnęłam swój zestaw z siatek i położyłam wszystko na łóżku. Spojrzałam jeszcze raz na sukienkę i zaniemówiłam. Była prześliczna !
- A ty jeszcze nie przebrana ? No ogarnij się, zaraz wychodzimy ! - Monic była dzisiaj bardzo nakręcona. Ciągle mnie pośpieszała, jakby bała się, że coś pójdzie nie po jej myśli.
- Dobra już dobra, nie gorączkuj się. A teraz wyjdź, muszę się przebrać - pokazałam jej język i poczekałam aż wyjdzie.
Rozebrałam się do bielizny i zaczęłam smarować się koloryzującym balsamem. Skóra pachniała mi czekoladą. Gdybym mogła to sama siebie bym schrupała. Założyłam sukienkę, gdy tylko wszystko wsiąkło mi w skórę. Wzięłam łańcuszek i przymierzyłam go przed lustrem. Był dość duży, ale do tej sukienki pasował. Włożyłam błyszczące szpilki, chwyciłam kopertówkę i nareszcie byłam gotowa do wyjścia.
- Idziemy ?

***

Zajechałyśmy limuzyną na Paseo Maritimo, pod restauracją Carpe diem Lounge Club. Przed wejściem stał wielki posąg Buddy, co dodawało miejscu wyjątkowy klimat. Stojąc tyłem do restauracji, można było przyglądać się morzu i plaży. Weszłyśmy do środka, co nie było zbyt łatwe, bo obok wejściowych drzwi była już długa kolejka.
- My nie musimy czekać - szepnęła mi do ucha i ruszyła w stronę ochroniarza.
- Dzień Dobry - powiedziała, po czym podała mu jakiś skrawek.
- Dzień Dobry, zapraszam i miłego wieczoru życzę. - uśmiechnął się do nas życzliwie i przepuścił w przejściu.
Wnętrze wyglądało również zachęcająco jak i wszystko z zewnątrz. Monic zaprowadziła mnie na taras. O dziwno nikogo jeszcze tam nie było. Dopiero wtedy zaczęłam coś podejrzewać.
- Nie będzie żadnego balu, prawda ? - spytałam odrobinę zła.
- Nie ... - wyszeptała.
- To co my tu robimy ?
W tym samym czasie usłyszałam męskie kroki. Nie zdążyłam unieść głowy , a i tak wiedziałam już kto to jest. 
- O, nie, nie, nie ! Ja stąd wychodzę - już miałam zabrać swoją torebkę, ale Monic złapała mnie za rękę i powstrzymała.
- Carmelitko, proszę Cię. Zrób to dla mnie, tylko ten jeden raz - zrobiła oczy mruczka. Musiałam sie chwile zastanowić. Spoglądałam to na przyjaciółkę, to na Wilczka. Aż w końcu westchnęłam i zgodziłam się.
- Tylko ten jeden raz, bo coś czuję, że inaczej nie dacie mi spokoju.


________________________________________
Rozdział porąbany jak lato z radiem. Może trochę nudny i dużo się powtarza, ale coś musiałam wymyślić, żeby w końcu przejść do sedna sprawy. By w końcu powoli rozkręcić to opowiadanie.
Przepraszam za wszystkie literówki, a większe błędy możecie mi wytknąć w komentarzach :)
Zapraszam was również na moje nowe-stare opowiadanie.