sobota, 28 września 2013

16. Ty skur*** !

** Sergio **

Biegłem za nią jak najszybciej mogłem, ale miała dużo przewagi. Krzyczałem, by się zatrzymała. Bym mógł jej to wszystko wytłumaczyć. Przysiągłem sobie, że zabiję Ronaldo jeśli coś jej się stanie, za te jego wcale nie śmieszne żarty. Nigdy nie zakładałem się z nikim, że przelecę Carmel. Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
- Carmelita, zaczekaj ! Carmelita, stój ! - krzyknąłem, ale nawet się nie odwróciła. Gnała przed siebie nie zważając na nic. Nie chciała ze mną rozmawiać, lecz ja nie mogłem odpuścić. Za bardzo mi na niej zależało.
Nagle minęła parking i wbiegła na jezdnię. Czy akurat właśnie teraz musiała się odwrócić w moją stronę i nawet się nie rozejrzeć ? Musiała ?!
Stanąłem jak wryty z przerażenia i jedyne co udało mi się z siebie wykrzyczeć to "stój !". Nie zdążyłem. W tym momencie Carmel potrącił samochód.
Podbiegłem do niej przerażony, kierowca zrobił to samo.
- To nie moja wina, ona sama wbiegła na ulicę - tłumaczył się.
- Dzwoń po pogotowie kretynie, szybko ! - darłem się po kierowcy. Dlaczego on robił to wszystko tak wolno ? Moja dziewczyna leży mu pod kołami, a on wykonuje czynności w ślimaczym tempie.
Rozpocząłem reanimację, kiedy za plecami usłyszałem jeszcze jedną osobę.
- Sergio.. - to był Alvaro. Przerwał, gdy zobaczył leżącą dziewczynę na asfalcie. Sparaliżowało go, ale szybko pobiegł po naszych klubowych lekarzy i kartkę, która zawsze była na meczu. Dlaczego ja o tym wcześniej nie pomyślałem ?! Idiota ze mnie !
- Carmelitko, proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie - uciskałem jej klatkę piersiową, płacząc. Nie chciałem by mnie opuszczała. Nie teraz. Nie w tym momencie, gdy stała się najważniejszą osobą w moim życiu.
- Bądź silna, zrób to dla mnie. Carmelitko, ja Cię kocham !

***

Gdy tylko podbiegli do mnie lekarze, opadłem na asfalt i schowałem twarz w dłoniach. Płakałem. Nie potrafiłem powstrzymać łez. Alvaro również.
- Mogę z nią jechać  do szpitala ? Jestem jej kuzynem - spytał Alvaro patrząc na lekarzy, którzy właśnie wsiadali do karetki.
- Prosimy, ale Pan niestety nie może z nami jechać - te ostatnie słowa były skierowane do mnie. Wściekły wycofałem się do mojego samochodu. Akurat ze stadionu wyszedł Cristiano Ronaldo i reszta przerażonych ludzi. Rzuciłem się na niego z pięściami. Nie świadom niczego dostał potężny cios w szczękę, a chwilę później już mnie trzymali, bym nic mu nie zrobił.
- Ty skurwielu ! To przez Ciebie i te Twoje pierdolone żarty ona trafiła do szpitala. Jeśli tego nie przeżyje, to Cię zabije ! Zobaczysz zabiję Cię ! - rzucałem się jak oszalały.
Teraz to ja nie zauważyłem ataku. Tylko tym razem to nasz stadionowy lekarz strzyknął mi dawkę leku na uspokojenie.
Co było potem ? Pamiętam jak przez mgłę.

** Alvaro **

Siedziałem przy jej szpitalnym łóżku. Lekarzom udało się ją uratować. Żyje, ale co to za życie jak nie jest tutaj z nami tylko cały czas śpi ? Tak, zapadła w śpiączkę. Nigdy jeszcze w życiu nie czułem takiej pustki. Tej jej śmiechu, uśmiechu, tego jak się złościła, gdy się z nią drażniłem. Od zawsze traktowałem ją jak kogoś bardzo mi bliskiego, chociaż tego nie okazywałem.
Do sali szpitalnej chwilę później wrócili jej rodzice, brat, Sergio Ramos i moja narzeczona. Nie wiedząc czemu, jej rodzice i Monic wyglądali na podwójnie przestraszonych. O ile w ogóle się dało bardziej w takiej sytuacji.
- Panie doktorze, czy ona się obudzi ? - spytała ciotka, gdy wszedł lekarz.
- Musimy być dobrej myśli - stały tekst lekarzy.
- A co z jej dzieckiem ?
Dzieckiem ?! Była w ciąży ?!  Zarówno ja jak i Sergio byliśmy w szoku. Nie mówiła nic, że jest w ciąży.
- Ona nadal żyje, więc dziecko rozwija się prawidłowo. Miało wiele szczęścia, że przeżyło. Tak jak i Państwa córka. - powiedział i wyszedł.
- Chciała Ci powiedzieć po meczu - mówiła Monic przez łzy - Co się wtedy stało, że ...
- Ronaldo wymyślił sobie bajkę, że chciałem ją tylko przelecieć i niby się z nim o to założyłem. To nie prawda. Ja ją kocham !
Na prawdę musiał ją kochać. Każdy w tej sali przynajmniej raz płakał nad jej łóżkiem.

***

- Kochanie powinniśmy przełożyć nasz ślub - powiedziałem tuląc Monic do siebie. Sergio uparł się, że zostanie przy Carmelicie na noc. Nie odstępował jej na krok.
- Musimy na nią poczekać. Przecież wyliże się z tego, prawda ?
- Na pewno. Carmel jest silną kobietą. Zawsze to wiedziałem. I ma najwspanialszą rodzinę na świecie, przyjaciół także. Musi przeżyć dla swojego maleństwa, które rosło z dnia na dzień. Lekarz codziennie badał ją pod tym kątem. Dziecko było bezpieczne.
- Tak się o nią boję - przytuliła się do mnie jeszcze bardziej i znowu zaczęła płakać.

** Sergio **

Zawaliłem treningi siedząc przy niej, ale to nie było ważne. Najważniejsza w tej chwili była ona i nasze dziecko. Już prawie mieszkałem z nią w szpitalu. Kazałem załatwić mi drugie łóżko obok niej i spędzałem tam każdą sekundę swojego marnego życia.
- Czy chciałby Pan poznać płeć dziecka ? - spytał lekarz podczas kolejnego badania. Codziennie przez to przechodziła. Mimo, że była już w 6 miesiącu dopiero teraz lekarz mógł to zrobić. Nigdy wcześniej się nie udało. Nasze maleństwo za bardzo się wierciło.
-Tak, Panie doktorze - bąknąłem i złapałem Carmelitę za rękę. Była taka ciepła. Nadal miałem nadzieję. Nie opuszczała mnie ani na chwilę -Będę kochać je niezależnie od płci - powiedziałem do niej i ucałowałem w czoło.
Lekarz rozpoczął badanie, dokładnie pokazując mi nóżki, stópki, główkę, uszka, a nawet kręgosłup naszego dzieciaczka. Byłem zafascynowany. Będę tatusiem. Lecz nie zostawiaj mnie księżniczko. Nie rób mi tego.
- Będzie miał pan córeczkę
- Będziemy MIELI córeczkę - poprawiłem go i złożyłem pocałunek ja jej ustach.
- Obudź się, moja śpiąca królewno. Będziemy mieli córeczkę. Ja nie poradzę sobie bez Ciebie - powiedziałem i otarłem łzę która właśnie spływała po moim policzku.

** Monic **

To już 4 miesiąc jak Carmelita się nie budzi. Powoli tracimy nadzieję, ale dopóki jej serce bije to tli się w nas ten maleńki płomyczek. Wiele razy próbowaliśmy przekonać Sergio, żebyśmy siedzieli przy niej na zmianę, ale on prawie wcale zrezygnował z treningów. W sali miał własne łóżko i czekał, by tylko otworzyła oczy. Dziewczynka w niej, nadal prawidłowo się rozwija. Właściwie to już tylko rośnie. Mamy nadzieję, że będzie zdrowe. Pierwszy raz spotykałam się ze zjawiskiem, gdzie dziecko rośnie w brzuchu matki, gdy ta jest w śpiączce. Szkoda tylko, że przekonałam się tego na tak bliskiej mi osobie.
Siedziałam właśnie przy jej łóżku, a Sergio brał prysznic, gdy aparatura oszalała. Szybko zawołałam lekarza i Sergio. Oboje zjawili się w tym samym czasie.
- Siostro! Zaczęło się ! Zabieramy pacjentkę na sale porodową ! A Pana poproszę o pozostanie w sali. Wyjątkowo nie może Pan być przy porodzie - odezwał się doktor.
- Nie ! Nie zostawię jej. Ja muszę przy niej być ! - Sergio był na prawdę zawzięty, ale to nic nie dało. Zostaliśmy razem w tym pustym pomieszczeniu i czekaliśmy.
- Monic, ja chciałem Cię przeprosić - wydukał z siebie.
- Mnie ? Dlaczego ? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Gdyby nie ja, jej życie wyglądałoby inaczej. Dalej by cieszyła się życiem, a nie przez 5 miesięcy leżała w szpitalu. Gdyby nie ja, nie przyszłaby nigdy na mecz Realu. Nie weszłaby wtedy do szatni i nic by się nie stało.
- Sergio, uspokój się. Obydwoje byliście sobie przeznaczeni. Spójrz na to z tej strony. Gdyby nie ty, dalej by nie szanowała Realu. Odmieniłeś ją. Pokazałeś jej, że ludzie, który wydają się być największymi wrogami, tak na prawdę są przyjaciółmi. Ona również dużo Cię nauczyła. Nauczyła Cię kochać. Prawdziwie kochać - przytuliłam piłkarza, który już nic więcej nie powiedział.

** Sergio **

Kilka tygodni później, stałem w kościele trzymając małą bezbronną Carmelitę na rękach. Wokół otaczała ją sama rodzina. Była bezpieczna. Miała przy sobie kochających dziadków, rodziców chrzestnych, niezliczoną ilość cioci i wujków, oraz rodziców. Tatusia, który będzie przy niej zawsze. Nie zależnie od sytuacji. Miała przy sobie również mamusie, którą wszyscy zachowamy w sercu na zawsze. Będzie nad nią czuwać z nieba i pilnować, by uczyła kolejne osoby jak to jest kochać drugiego człowieka.
Dziewczynka była uśmiechnięta i nie świadoma jak wiele dla mnie znaczy. Nie wiedziała również, że jej matka była najsilniejszą osobą na świecie. Która wytrzymała 5 miesięcy, by tylko ją urodzić. Niestety od razu po porodzie zmarła. Lekarz stwierdził, że bardzo pragnęła urodzić to dziecko i jedynie to trzymało ją przy życiu.
Oddałem małą cioci Monic i sam poszedłem zapalić. Kto by pomyślał, że zacznę palić ? Po tym wszystkim sam dziwię się, że nie musiałem iść do psychologa. Trener dał mi czas, rozumiał moje położenie. Lecz ja chciałem wrócić do treningów. Musiałem to zrobić dla siebie, dla mojej ukochanej oraz naszej córeczki.

** Monic **

- Alvaro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - wypowiedziałam te słowa i czułam się spełniona. Mimo żałoby postanowiliśmy wziąć ślub. Przekonała nas do tego mama Carmelity. Wierzyła, że córka by tego chciała. Szczerze ? Wiedziałam, że ona chciała mojego szczęścia i tego ślubu. Stojąc na ślubnym kobiercu jeszcze bardziej brakowało mi przyjaciółki, która miała być moim świadkiem.
Za nami stał odmieniony Sergio, trzymający na rękach Carmelitę. Zdecydował nazwać ją tak na cześć naszej Carmelity. Sergio był perfekcyjnym ojcem. Zawsze znalazł na wszystko czas, tym samym nie zaniedbując córki. Wiedzieliśmy, że jest mu ciężko, ale on stawiał czoła przeciwnością losu.
Po mszy każdy rozszedł się w swoją stronę. Ślub ślubem, ale na wesele już się nie zgodziliśmy. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym oto rozdziałem żegnamy się z Ramosem. Czy będzie kontynuacja ? Nie wiem, nie planuję.
Będę tęsknić za tym opowiadaniem. Wydaje mi się, że to zakończenie sprawiło, że było jeszcze lepsze. W końcu ile mamy opowiadań bez Happy End'u głównych bohaterów. W tym opowiadaniu pewien happy end jest - Ślub Monic i Alvaro. 
Dziękuję wam, że czytaliście moje wypociny i do następnego ! ;*

PS: Proszę, nie zabijajcie mnie :((