czwartek, 29 sierpnia 2013

9. "Moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać ?"

- Pozwolisz mi odwieźć Cię do domu ? - rozkojarzona tylko kiwnęłam głową i pomógł mi wstać. Po Monic i Alvaro nie było już śladu. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zniknęli. W tym momencie nie byli mi potrzebni, bo wszystko co potrzebowałam, trzymałam za rękę.
- Nic mi się nie stanie ? - byłam ciekawa jego odpowiedzi. Musiałam go trochę podpuścić.
- Będę o Ciebie dbał, proszę zaufaj mi - powiedział i stojąc na przeciwko, objął mnie w pasie i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Dobrze - jego kąciki ust uniosły się w szczerym uśmiechu i po czym ucałował mnie w czoło.
- Chcesz już jechać, czy mogę Cię gdzieś porwać ?
- A gdzie chcesz mnie zabrać ? - nadal tkwiłam w jego objęciach, upajając się jego zapachem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak szybko mu uległam. Jeszcze kilka godzin temu wydrapałabym mu oczy, a teraz stoję w jego żelaznym, a zarazem delikatnym uścisku. Niezauważalnie potrząsnęłam głową by ochłonąć, po czym zrobiłam krok w tył. Miałam zamiar trzymać go jeszcze na dystans. Niech się stara. Nie może mieć za łatwo, a ja nie mogę pozwolić mu zrobić papki z moich uczuć.
-Idziesz ? - nie odpowiedział mi na pytanie, tylko wyciągnął rękę w moją stronę. Zastanawiałam sie czy ją chwycić, ale nawet mi na to nie pozwolił. Gdy mu nie odpowiedziałam, to przerzucił mnie przez ramię.
- Puść mnie - śmiałam się i uderzałam go w plecy.
- Wytrzymaj jeszcze. Btw to mnie nie boli - powiedział i delikatnie mnie podrzucił.

** Monic **

Widząc jak dobrze im się ze sobą rozmawia, postanowiliśmy zostawić ich samych. Na dodatek, atmosfera nam sprzyjała, przez co znowu mieliśmy ochotę pobyć tylko we własnym towarzystwie. Odchodząc od pary, jeszcze raz się odwróciłam. Carmelita wyglądała na szczęśliwą, co powodowało uśmiech na mojej twarzy.
W domu Alvaro zrobił nam po drinku i zasiedliśmy przed telewizorem. Wtuliłam się w niego i włączyliśmy TV3 i zaczęliśmy oglądać Cracòvię. Akurat leciał "skecz" (bo nie wiem czy mogę tak to nazwać ) o Di Marii. O dziwo nawet mój Madridista się z tego śmiał. Dobrze wiedzieć, że potrafią śmiać się sami z siebie.
- Idziemy spać ? - spytał, całując mnie w skroń.
- Skoczę się tylko wykąpać, dobrze ?
- Jasne ! Mogę iść z Tobą ? - już miał wstać wraz ze mną, ale mu uciekłam do łazienki. Po ciężkim dniu spędzonym na lataniu po sklepach, prysznic był jak zbawienie. Nie mogłam za długo pod nim spędzić, bo chłopak już na mnie czekał.
Wychodząc spod prysznica, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej, a chwile później tłuczonego szkła. Przestraszyłam się. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wybiegłam przerażona z pomieszczenia.
- Kochanie ?! - krzyczałam - Kochanie co się stało ?!
- Teraz to kochanie, tak ?! A może wytłumaczysz mi to ? - piłkarz wpadł w furię. Na podłodze leżały skorupy rozbitego wazonu, a z jego ręki kapała krew. Musiał porządnie w nią uderzyć.
- O co ci chodzi ? Co się stało ? - próbowałam uspokoić go głosem.
- Ty mi powiedz - rzucił telefonem w moją stronę. Na szczęście udało mi sie go złapać. Spojrzałam na ekran i ujrzałam coś czego nigdy bym się nie spodziewała.

"Wszystko przemyślałem. Moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać ? Proszę, zgódź się. VV "

Stałam zaskoczona i nie potrafiłam domyślić się kim jest VV. Dopiero chwilę później skojarzyłam. Victor Valdes. Szczęka mi opadła, o mało co nie musiałam zbierać jej z podłogi. Jak mogłam być tak głupia i zapomnieć, że podałam mu swój numer. Od imprezy minęło kilka dni, a on dopiero teraz się odezwał. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie.
- Kochanie, daj mi wszystko wytłumaczyć. Proszę Cię .. - zrobiłam krok w przód, lecz on w tym samym momencie zrobił krok w tył. Wyciągnęłam do niego ręce, chcąc ująć jego rozgniewaną twarz.
- Wyjdź. Nie chcę dzisiaj z Tobą rozmawiać. - spojrzał w drugą stronę.
- Alvaro, proszę .... - byłam bliska płaczu. Nie chciałam tego wszystkiego zaprzepaścić. Znamy się już tyle czasu, a parą jesteśmy od pół roku. To nie jest mało. On jest moją pierwszą prawdziwą miłością. To on jako pierwszy sprawił, że moje serce zaczęło szybciej bić.
- Zostaw mnie, proszę - powiedział opanowany i wyszedł do innego pokoju, skąd znowu dochodziły dźwięki tłuczonej porcelany i szkła. 

** Carmelita **

Wilczek puścił mnie dopiero na miejscu. Zaniósł mnie na w odosobnione miejsce na pobliskiej plaży. Widok był jeszcze bardziej romantyczny, niż ten z restauracji. Nie miałam pojęcia jak to zorganizował, ale na piasku ustawiony był stół "dla dwóch". Spojrzałam na niego mile zaskoczona, a on tylko odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść. Zasiadłam do stołu i spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich, że rozpiera go duma.
- Jak ci się podoba ?
- Jest cudownie ! - powiedziałam, rozglądając się dookoła.
- To wszystko dla Ciebie.
- Za co to wszystko ?
- Czuję, że nadal mi nie wybaczyłaś. Chciałem Ci pokazać, że nie jestem taki najgorszy. Nie jestem wcale taki, jakim mnie piszą - chyba naprawdę zaczęła ufać w jego bajeczkę. Na prawdę się stara. Kto inny by zrobił dla mnie tyle rzeczy. Nie dość, że wysłał Monic na zakupy, to jeszcze zorganizował kolację w restauracji, a teraz jeszcze romantyczny wieczór na plaży.
W uroczym wieczorze przeszkodził nam mój telefon. Odrobinę wkurzona spojrzałam na wyświetlacz. Tym razem wyświetlił mi się numer Monic. Odebrałam bez wahania.
- Carmelita ? - usłyszałam jak pociąga nosem. Była kompletnie roztrzęsiona.
- Skarbie, czemu płaczesz ?
- Jesteś jeszcze z Sergio ? - nadal nic się nie dowiedziałam. Zadawała tylko pytania, a ja czekałam na relację.
- Jestem, ale mów co się stało.
- Nie, to nie będę Ci przeszkadzać.
- Moni ! Zaczekaj. Proszę, powiedz mi co się stało. To jest najważniejsze.
- Potrzebuję Cię. Będę czekać u Ciebie w domu - chlipnęła i rozłączyła się.
- Sergio ja Cię przepraszam, ale muszę pilnie wracać do domu. Coś nie tak z Monic - złapałam torebkę i gwałtownie wstałam.
- Poczekaj. Odwiozę Cię - dotknął moje ramię, by mnie pocieszyć.

________________________________________________
Tak krótko, bo trochę zaniedbałam to opowiadanie. Obiecuję poprawę ! 
Buziaki ;*

środa, 21 sierpnia 2013

8. Szansa by poznać prawdę.

Siedziałam zastanawiając się, jak to wszystko rozegrać. Byłam właśnie na randce z osobą, która niemiłosiernie mnie irytowała. Postanowiłam dać mu tą szanse, by w końcu się odwalił. A może nie taka była przyczyna mojej szybkiej zgody ? Nie, nie mogłam tak myśleć. On mi się nie podobał.. Może jednak ? Nie ! Na pewno nie ! Przecież on jest typowym alvaro, który chce tylko przelecieć i zostawić. Gdyby nim nie był, to czy mając 27 nie powinien mieć żony ? No dobra, chociaż dziewczynę.
- Masz piękne piwne oczy - skwitował siadając na przeciwko mnie. Obiecałam Monic, że będę dla niego uprzejma, chociaż ten jeden raz, więc grzecznie podziękowałam i chwyciłam kartę dań.
- Podobał Ci się prezent ? - ciągnął dalej.
-Yhy, dziękuję - mruknęłam, by dalej nie musieć ciągnąć tej rozmowy. Chciałam, żeby ta randka się już skończyła. Na szczęście na przeciwko miałam piękny widok na morze, to nie musiałam patrzeć mu w oczy.
- Możesz zamówić na co tylko masz ochotę, ja stawiam. Poza tym, bardzo ładna sukienka. Fajnie wydawało się moje pieniądze ?
- Jak to twoje ? - dopiero teraz się ożywiłam i dołączyłam do rozmowy.
- Dałem Monic moją kartę, nie mówiła Ci ?
- Gdyby mi powiedziała, to bym z niej nie skorzystała - zapomniałam ugryźć się w język. Przecież obiecałam.
No i zapadłam krępująca cisza. Zajęłam się przeglądaniem Menu, które zawierało bardzo drogie i wykwintne dania (typu homar, ślimaki, gazpacho, paella etc), ale również znalazły się też dania dla tych biedniejszych. W karcie odnalazłam swoją ulubioną przystawkę "Jamón ibérico de bellota" oraz jedno z głównych dań "Croquetas caseras variadas" . Może nie były to za drogie dania, ale ja je uwielbiałam. Do tego zamówiłam sobie również mojito. Ramos natomiast wybrał chyba najdroższe dania z karty, co utwierdziło mnie w moich wcześniejszych przekonaniach.
Czekając na zamówienie rozejrzałam się wokół. Dopiero wtedy zauważyłam, że Monic siedzi wraz z Alvaro kilka stołów dalej. Byli bardzo zajęci rozmową. On trzymał jej rękę, a ona patrzyła w niego jak w obrazek. Po chwili wzrokiem wróciłam do El Lobo.
- Mówił ci mój kuzyn coś może o Monic i ich "związku" ? O ile kilku dniową znajomość można nazwać związkiem - parsknęłam.
- To ty nic nie wiesz ? - spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Co niby mam wiedzieć ? - powiedziałam odrobinę poirytowana. Jak zwykle nic nie wiedziałam.
- Powinnaś porozmawiać z przyjaciółką, ale jeśli możesz to nie rób tego dzisiaj - uśmiechnął się uroczo, przez co moje serce odrobinę zmiękło. Nie było już twardą skałą.
- A jeśli obiecam, że będę grzeczna ? - odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam mały paluszek w jego stronę.
- Co ty robisz ? - zaśmiał się.
- No składam obietnicę. Jeśli mi wierzysz, to małym paluszkiem chwyć mój mały paluszek - zaczęłam mówić jak mała dziewczynka, by go przekonać. Choć tak szczerze nie byłam pewna czy to w ogóle zadziała.
- A co jeśli jej nie spełnisz ? - nie miałam pojęcia co mogłabym zrobić, więc dałam mu czas do namysłu.
- Założysz koszulkę realu z moim imieniem na mecz Barcelony - co za cwaniak ! Wiedział, że kocham tylko i wyłącznie Barcelonę. Wejście na Camp Nou w koszulce Realu Madryt mogłoby się dla mnie bardzo źle skończyć. Nie miałam innego wyjścia, więc zgodziłam się i przepraszając wstałam od stołu. Udowodnię, że potrafię !
Zaciągnęłam blondynkę za sobą do łazienki. Wyciągnęłam puder z torebki i zaczęłam poprawiać makijaż.
- Jesteś z Madridistą ? - zapytałam wprost. W lustrze widziałam jej wyraz twarzy, który mówił "ona wie", lecz nic nie powiedziała. Jedynie opuściła głowę zawstydzona.
- Carmel.. Ja chciałam ci powiedzieć.
- Teraz możesz.
- I to zrobię. Za długo już cię okłamuję - przeraziła mnie tym stwierdzeniem, ale byłam gotowa na wszystko.
- Tzn.. Ile ? Ile ze sobą jesteście ?
- Car, to na prawdę nie ma znaczenia - przerwała, lecz kontynuowała widząc mój wyraz twarzy - Od pół roku
Doznałam szoku. Nie potrafiłam zrozumieć jak oni zdołali ukrywać się tyle czasu. O dziwo... Byłam z nich dumna, że im się udało. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana. Nie wiedziałam co mam powiedzieć i jak zareagować.
- Powiedz coś, proszę - domagała się będąc odrobinę przerażona.
- Chciałam powiedzieć, że ... Strasznie się cieszę i życzę wam szczęścia ! - powiedziałam i zaczęłam piszczeć z radości. Teraz to ona przeżywała szok życia. Rzuciłam się jej w ramiona i uściskałam z całej siły. Może trudno w to uwierzyć, bo tak bardzo się bałam ich ze sobą poznać. A tutaj okazuje się, że są ze sobą już taki szmat czasu. Następnym razem muszę bardziej ufać przyjaciółce i niczego przed nią nie ukrywać.

***

Gdy wróciłyśmy do stołu, to nasi dzisiejsi partnerzy dyskutowali zawzięcie na jakiś dziwny, ale jak widać, ciekawy dla nich temat. Zajęłyśmy swoje miejsca i moment później przyszedł kelner z naszym zamówieniem. Wszyscy zabraliśmy się za jedzenie, a ja od czasu do czasu ukradkiem zerkałam na przystojnego obrońcę. Jednak coś było w tym człowieku. Jeśli na prawdę jest kobieciarzem, to nie dziwię się. Z takim wyglądem może mieć każdą, więc dlaczego chce mnie ?
Po kolacji zamówiliśmy kolejne trunki i wszyscy usiedliśmy obok siebie na jednej kanapie, by móc oczekiwać na cudowny zachód słońca. Zakochana para wtulała się w siebie, a ja z Wilczkiem siedzieliśmy trochę zdezorientowani. Nie chciałam pokazać, że cała wściekłość na niego już mi przeszła. Nie czułabym się dobrze gdybym mu uległa.
- Wygrałaś - szepnął mi do ucha, po czym złożył niewinny pocałunek na moim policzku.
- Mówiłam, że wygram - oparłam się o poduchy.
- Ja to wiedziałem, tylko Cię podpuszczałem. Warto było. Może jeszcze wieczór się nie skończył, ale ty jeszcze mnie nie zabiłaś. To chyba dobrze, nie ? - wyszczerzył śnieżnobiałe żąbki.
- Dobrze mówisz, wieczór się jeszcze nie skończył - powiedziałam i lekko klepnęłam go w udo.
- A to za co ? - dotknął mojej twarzy i przybliżył ją do swojej. Był poważny jak jeszcze nigdy dotąd. Patrzył mi prosto w oczy, a ja czułam się jakby przeglądał w nich moją duszę. Zazwyczaj takie zbliżenia prowadzą tylko do jednego, więc zakłopotana odsunęłam się minimalnie. Zmusiłam się do tego. Jakaś dziwna moc ciągnęła mnie do niego. Nie wiem, może ma przy sobie jakiś magnes, a mi w dzieciństwie wszczepili jakąś metalową płytkę.
- Przepraszam - wyszeptałam i całkowicie odsunęłam się od piłkarza.
- To ja przepraszam, nie powinienem - powiedział i poprawił się na siedzeniu. W tej właśnie chwili go nie poznawałam. Przeprosił mnie, chociaż niczego nie zrobił. Okazał się dżentelmenem. Nie zrobił niczego, na co mu nie pozwoliłam.
Gdy tylko usadowił się wygodnie, zdecydowałam się na pewien dość nieprzemyślany w ogóle krok. Położyłam głowę na jego umięśnionym torsie. Czułam jego hipnotyzujące perfumy i to sprawiło, że moim ciałem zawładnęły nieopanowane emocje. Zamykając oczy widziałam jego. Stał przede mną w seksownym garniturze, po czym pojedynczo ściągał każdą część swojej garderoby. Nie zauważyłam nawet kiedy go pocałowałam. I to nie w mojej głowie, w rzeczywistości. Szybko się speszyłam i znowu odsunęłam się czerwona jak cegła. O dziwo było to najlepsze co mogło mnie spotkać. Jego usta były idealne. Miękkie i słodkie. Wiedział jak pocałować, by nagle twoje hormony zaczęły szaleć jeszcze bardziej.
- Pozwolisz mi odwieźć Cię do domu ? - rozkojarzona tylko kiwnęłam głową i pomógł mi wstać. Po Monic i Alvaro nie było już śladu. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zniknęli. W tym momencie nie byli mi potrzebni, bo wszystko co potrzebowałam, trzymałam za rękę. 

_____________________________________________
W końcu znalazłam chwilę, jak i wenę by cokolwiek napisać. Ta praca mnie wykańcza psychicznie. Chociaż nie, to nie praca tylko te dzieci. -.- Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział i zostawicie jakiś komentarz na jego temat. 
Za każdą literówkę przepraszam. Ogólnie przepraszam, za wszystkie błędy. 
Buziaki ;*

piątek, 16 sierpnia 2013

7."Carmelitko, proszę Cię"

**Monic**
Po wczorajszym zbliżeniu postanowiłam zostać u niego na noc. Uwielbiałam spać w jego ramionach, ale przez cały czas męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam już dłużej jej oszukiwać. Mogłam wyznać jej prawdę, gdy mi go przedstawiała. Gdzieś koło 6 rano, nie mogąc dłużej spać, wyszłam na balkon odetchnąć świeżym powietrzem. Alvaro nie było w łóżku, więc byłam przekonana, że wyszedł pobiegać.
- Już nie śpisz kochanie ? - pojawił się jakieś 5 minut później i objął mnie w pasie, po czym delikatnie pocałował w policzek.
- Nie umiem spać, całą noc się męczyłam. Myślałam o wszystkim i o niczym konkretnym. O naszym związku, o tym jak zeswatać Ramosa z Carmelitą oraz o tym jak wyznać jej prawdę o nas.
- I wymyśliłaś coś ?
- Tak, ale nie wiem czy to wypali. Będziesz musiał mi pomóc.
- Dla Ciebie wszystko, najdroższa - obrócił mnie w swoją stronę i spojrzał głęboko w oczy, a następnie złożył namiętny pocałunek na moich ustach.

** Carmelita **
Smacznie sobie spałam, do momentu aż usłyszałam piosenkę, którą Ramos ustawił jako dzwonek na moim nowym telefonie. Nadal nie potrafiłam się do niego przyzwyczaić. Zaspana nawet nie sprawdziłam kto dzwoni, tylko od razu odebrałam.
- Taaa .. ? - wybełkotałam.
- O kurcze, cześć Carmelku. Przepraszam, że Cię obudziłam, ale dzisiaj jest ważny dzień.
- Zadzwoń do mnie za 2 godziny - już miałam się rozłączyć, lecz osoba prosiła bym nie odkładała słuchawki.
- Carmelku to ja, Monic. Będę u ciebie za te 2 godziny i jedziemy na zakupy. Potem ci wszystko wytłumaczę. Bądź gotowa !
- Monic, jest dopiero - sprawdziłam godzinę - Rany boskie ! Jest dopiero 6 rano. Jak ja mam się wyszykować na 8 ? Oszalałaś ?
- Zaufaj mi. Będziemy potrzebowały sporo czasu by wszystko ogarnąć. No już ! Wstawaj, wstawaj. Będę równo o 8:00. - i właśnie tak zakończyła naszą rozmowę telefoniczną. Opadłam zrezygnowana na łóżko i złapałam się za głowę. Miałam 2 godziny, by się wyszykować. Wziąć kąpiel, umalować się, zjeść, zrobić coś z włosami i znaleźć jakieś odpowiednie ciuchy. Właśnie ! Odpowiednie na co, albo do czego ? Nawet nie wiedziałam jakie ma plany i co zamierza robić.
Miałam zaplanowaną długą kąpiel z bąbelkami, ale ze względu na czas musiałam wybrać opcje numer dwa, czyli gorący relaksujący prysznic. Cytrusowo-gruszkowy żel pod prysznic pomógł mi powrócić do żywych. Przeszukując szafę znalazłam coś odpowiedniego na dzisiejszą pogodę. Nie było ani za zimno ani za ciepło, więc ubrałam czarne jeansy, łososiową koszulę i brązowe zamszowe buty na płaskiej podeszwie. Nie chciałam zakładać obcasów czy koturn. Nogi bolały mnie jeszcze po urodzinach Monic.

***

- Mała ile jeszcze tego ?! - zaczynałam się denerwować, stojąc w kabinie i przymierzając dziesiątą z kolei elegancką sukienkę.
- Musisz wyglądać olśniewająco ! - odsłoniła materiał i przyjrzała mi się dokładnie - Nie, nie pasuje ci. Ściągaj i przymierzaj kolejną.
Spojrzałam na nią zrezygnowana, ale jedyne co usłyszałam to "Szybciej, mamy mało czasu". Zasłoniła mnie i usiadła na pufie przed przymierzalnią. Może ona dobrze się bawiła, ale ja nie.
- A tak w ogóle to gdzie my się tak śpieszymy ?
- Ojciec ma jakiś beznadziejny bal. Ja już mam wszystko gotowe, ale nie chce iść sama. Proszę chodź ze mną.
- Nie mogłaś tak od razu powiedzieć ? Tylko odstawiasz jakąś szopkę.
- Żadnej szopki nie odstawiam. Staram się byś wyglądała jak najlepiej. No dobra pokaż się - powtórzyła poprzednią czynność, lecz tym razem w końcu jej się spodobało. Już miałam nadzieję, że te dwu godzinne męczarnie właśnie skończyły i wrócimy do domu. Monic miała inny plan. Do przejścia miałyśmy jeszcze całe centrum handlowe, bo przez te 2 godziny odwiedziłyśmy tylko 2 sklepy. Na szczęście całą resztę znalazłyśmy w niespełna półtorej godziny.
Dochodziło południe gdy wyszłyśmy z centrum handlowego. Monic wykonała kilka telefonów i nie czekałyśmy nawet 3 minut, a na parkingu pojawiła się czarna limuzyna.
- Widzę, że twój tata coś zaszalał tym razem - powiedziałam dołączając do przyjaciółki, która już mieściła się na wygodnej sofie i wyjmowała szampana.
- Yhym - skwitowała krótko i zwięźle - Javier, możemy jechać w kolejne miejsce.
- W kolejne ? Jak to ? Myślałam, że wracamy do domu - spojrzałam na nią lekko przerażona i zmęczona.
- Cicho. Nie ty dzisiaj płacisz, więc nie marudź tylko korzystaj.

***


Po wizycie w salonie kosmetycznym i u fryzjera byłam wykończona, a jeszcze miałyśmy iść na tą uroczystość. Na szczęście koło godziny 16 byłyśmy już w domu. Już, albo lepiej mówiąc W KOŃCU ! To nie jest tak, że nie lubię zakupów, ale nigdy nie spędziłam na nich tyle czasu. Gdy tylko dotarłyśmy w końcu do domu. Przyjrzałam się swoim niedawno zrobionym paznokciom. Musiałam przyznać, że wyglądały cudownie ! Zresztą tak jak rzeczy na dzisiejszy wieczór. Zaszalałyśmy i nawet nie patrzyłyśmy na ceny. Coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać, co to za ważna uroczystość. Będę musiała podziękować jej ojcu, jak tylko go spotkam.
Wyciągnęłam swój zestaw z siatek i położyłam wszystko na łóżku. Spojrzałam jeszcze raz na sukienkę i zaniemówiłam. Była prześliczna !
- A ty jeszcze nie przebrana ? No ogarnij się, zaraz wychodzimy ! - Monic była dzisiaj bardzo nakręcona. Ciągle mnie pośpieszała, jakby bała się, że coś pójdzie nie po jej myśli.
- Dobra już dobra, nie gorączkuj się. A teraz wyjdź, muszę się przebrać - pokazałam jej język i poczekałam aż wyjdzie.
Rozebrałam się do bielizny i zaczęłam smarować się koloryzującym balsamem. Skóra pachniała mi czekoladą. Gdybym mogła to sama siebie bym schrupała. Założyłam sukienkę, gdy tylko wszystko wsiąkło mi w skórę. Wzięłam łańcuszek i przymierzyłam go przed lustrem. Był dość duży, ale do tej sukienki pasował. Włożyłam błyszczące szpilki, chwyciłam kopertówkę i nareszcie byłam gotowa do wyjścia.
- Idziemy ?

***

Zajechałyśmy limuzyną na Paseo Maritimo, pod restauracją Carpe diem Lounge Club. Przed wejściem stał wielki posąg Buddy, co dodawało miejscu wyjątkowy klimat. Stojąc tyłem do restauracji, można było przyglądać się morzu i plaży. Weszłyśmy do środka, co nie było zbyt łatwe, bo obok wejściowych drzwi była już długa kolejka.
- My nie musimy czekać - szepnęła mi do ucha i ruszyła w stronę ochroniarza.
- Dzień Dobry - powiedziała, po czym podała mu jakiś skrawek.
- Dzień Dobry, zapraszam i miłego wieczoru życzę. - uśmiechnął się do nas życzliwie i przepuścił w przejściu.
Wnętrze wyglądało również zachęcająco jak i wszystko z zewnątrz. Monic zaprowadziła mnie na taras. O dziwno nikogo jeszcze tam nie było. Dopiero wtedy zaczęłam coś podejrzewać.
- Nie będzie żadnego balu, prawda ? - spytałam odrobinę zła.
- Nie ... - wyszeptała.
- To co my tu robimy ?
W tym samym czasie usłyszałam męskie kroki. Nie zdążyłam unieść głowy , a i tak wiedziałam już kto to jest. 
- O, nie, nie, nie ! Ja stąd wychodzę - już miałam zabrać swoją torebkę, ale Monic złapała mnie za rękę i powstrzymała.
- Carmelitko, proszę Cię. Zrób to dla mnie, tylko ten jeden raz - zrobiła oczy mruczka. Musiałam sie chwile zastanowić. Spoglądałam to na przyjaciółkę, to na Wilczka. Aż w końcu westchnęłam i zgodziłam się.
- Tylko ten jeden raz, bo coś czuję, że inaczej nie dacie mi spokoju.


________________________________________
Rozdział porąbany jak lato z radiem. Może trochę nudny i dużo się powtarza, ale coś musiałam wymyślić, żeby w końcu przejść do sedna sprawy. By w końcu powoli rozkręcić to opowiadanie.
Przepraszam za wszystkie literówki, a większe błędy możecie mi wytknąć w komentarzach :)
Zapraszam was również na moje nowe-stare opowiadanie. 

środa, 14 sierpnia 2013

6. Trzy metry nad niebem

- Cześć piękna. Mam nadzieję, że podoba Ci się prezent.
- Kto mówi ?
- Na prawdę nie wiesz, piękna ? - Dopiero po kilku zdaniach, skojarzyłam głos z osobą. Czego on zaś chciał ? Chciał mnie przekupić tym telefonem ? Dopiero go poznałam, a już działał mi na nerwy. Nie mógł się tak po prostu ode mnie odczepić ?! Ta jego pewność siebie doprowadzała mnie do szału. Typowy podrywacz. Same te jego komplementy o tym świadczyły. Owszem jest przystojny, ale nie oznacza to, że może podrywać każdą dziewczynę. Chociaż muszę przyznać, że ma chłopak gest, ale bez przesady. Nie można odkupić swoich win poprzez dawanie prezentów.  W ogóle, to skąd on znał moją ulubioną piosenkę ? Teraz byłam już w 100% pewna, że Morata maczał w tym palce. A skoro Morata, to może i Monic ?
- Czego ?
- O ! Widzę, że wróciła Carmelita, którą poznałem - zaśmiał się.
- Jeszcze nie znasz prawdziwej Carmelity - wzięłam głębszy wdech. Miałam już dość tej rozmowy.
- Bardzo chciałbym ją poznać.
- Spróbuj szczęścia - powiedziałam i rozłączyłam się.
- Siostra, co ty taka oschła jesteś ? - słysząc to, podskoczyłam ze strachu.
- Nie strasz mnie, durniu ! Co chcesz ?
- A czy ja zawsze muszę coś chcieć ? Chociaż ... Kiedy masz randkę z Ramosem ? Muszę być na to gotów psychicznie. Wiesz, przygotować jakiś transparent czy coś.  - oparł się o framugę i uśmiechnął chytrze - czyli prawie jak zawsze.
- Odczep się - rzuciłam w niego poduszką - żadnej randki nie będzie. A tak w ogóle, to skąd wiesz, że to on dzwonił ?
- Oj siostra, siostra. Ty to czasami bardzo wolno kojarzysz fakty. Pomyśl chwile. Skąd Sergio Ramos, kolega z drużyny Alvaro, może tak dużo o Tobie wiedzieć ? Duchy ? - zaśmiał się i umknął przed kolejną poduszką, lecącą w jego stronę.

** Monic **
- Alvaro, my nie powinniśmy. Wiesz, że Carmel nie może się dowiedzieć. To się niedługo wyda. Ona tego nie zniesie. Za długo ją okłamujemy.
- Uspokój się kochanie, zrozumie to - powiedział, delikatnie głaskając mój policzek. Wtuliłam twarz w jego dłoń i cieszyłam się chwilą. Wiedziałam, że nie powinniśmy okazywać sobie uczuć w jej mieszkaniu, ale to było silniejsze od nas. Nie wytrzymaliśmy i nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Włożyłam moje delikatne dłonie pod jego koszulkę by móc umięśnionego brzucha, o którym śniłam po nocach. Poczułam jak dotyka moich piersi, przez co gwałtownie wciągnęłam powietrze, czując przyjemny dreszcz rozchodzący się po całym ciele.
Nagle usłyszeliśmy otwierające się drzwi wejściowe. Mieliśmy nadzieję, że to tylko Marcos, ale na wszelki wypadek wyciągnęłam ręce spod jego koszulki.
Cholera !
- O, cześć Carmel ! - Alvaro przywitał się z nią, a ja odsunęłam się od niego speszona. Wiedziałam, że teraz nie przestanie zadawać pytań, dopóki wszystkiego ze mnie nie wyciągnie.
- Co wy tu robicie ? RAZEM.
- Siedzimy, nie widzisz ? - cały czas odzywał się Alvaro. Poczułam jak moje policzki robią się całe gorące ze wstydu i zażenowania. Poczułam się jak przyłapana na gorącym uczynku, co poniekąd było prawdą. Kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby robić to w jej salonie ? Przecież wiedzieliśmy, że niedługo może wrócić.
- Monic, pozwól na chwilę - w tym momencie moje serce stanęło i obawiałam się gestapowskiego przesłuchania - co się dzieje ?
- Nic - skłamałam, ale wiedziałam, że nic mi to nie pomoże.
- Nie kłam. Widzę, że coś się święci.
- Bo wiesz ... Valdes sobie poszedł, a ja byłam pijana ... - na poczekaniu wymyśliłam kolejne kłamstwo, które tym razem zadziałało.
- Całowaliście się ? - kiwnęłam głową - Jesteście razem ?
- Carmelita, ktoś dzwoni ! - krzyczał Alvaro z salonu i tym samym uratował mi skórę. Wiedziałam, że przypadkiem mogę się wygadać. Gdyby tylko wiedziała ... To nie moja wina, że tak to wyszło. Spotykałam się już z Alvaro, przed tym wyjawieniem "tajemnicy". Dla mnie to wcale nie była tajemnica. Od dawna wiedziałam, że są rodziną.
Kilka lat temu przyszłam do niej niezapowiedziana. To było jakoś na samym początku naszej znajomości. O, wiem ! To było w dzień jej urodzin. Po prostu chciałam jej zrobić niespodziankę i złożyć jej życzenia osobiście, więc logiczne było, że nie zadzwoniłam. I wtedy, otworzył mi nie kto inny jak właśnie jej kuzyn. Z początku byłam zaskoczona. Myślałam, że pomyliłam mieszkania, ale zaraz za nim pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Marcos. Od tamtego czasu przyjaźniłam się z piłkarzem i ukrywałam się przed przyjaciółką. Sama nie wiem dlaczego. Myślałam, że tego nie zrozumie, a dla mnie to było wygodne. Parą jesteśmy dopiero od pół roku, ale niczego nie żałuję. Po prostu zrozumieliśmy, że łączy nas coś więcej niż tylko przyjaźń. Carmelita zaczęła się czegoś domyślać, pewnie niedługo będę musiała wyznać jej całą prawdę, ale to jeszcze nie czas na takie wybryki.
Wyszłam za nią z pokoju i ukradkiem uśmiechnęłam się do chłopaka. Wiedzieliśmy co teraz nastąpi. Ramos po wczorajszym wybryku z telefonem Carmelka, chciał ją przeprosić, ale nie wiedział jak to zrobić. Całą trójką zaplanowaliśmy to wszystko, a Ramosowi zostawiliśmy tylko wykonanie. To było jasne jak słońce, że mu się spodobała. Ja bałam się tylko, że ją w sobie rozkocha i zostawi, ale chciałam żeby spróbowała. Od dłuższego czasu była sama, a ja właśnie pchałam ją w ramiona przystojnego piłkarza. Szczerze, to jestem pewna tego, że i jej się podoba. Podczas oglądania meczu Real Madryt - Athletic Bilbao wcale nie patrzyła na zawodnika Bilbao, tylko właśnie na niego. Nie dałam się nabrać na jej gierki.
Carmelita widząc paczkę, nie wiedziała co powiedzieć. Oczy jej się zaświeciły z ciekawości, a może i z nadziei, że to właśnie od niego. Pobiegła do swojego pokoju, nic nam nie mówiąc, a chwile później pojawił się Marcos.
- Wszystko gotowe ? - spytał witając się z nami. On jedyny wiedział o naszym związku.
- Gotowe. Jest w swoim pokoju i właśnie otwiera paczkę. Może dzwonić. Pamiętałeś przekazać mu, o jej ulubionej piosence ? - dopytywałam przejęta.
- Moni, uspokój się. O niczym nie zapomniałem. - powiedział i wysłał sygnał do Sergio, po czym stanął obok wejścia do jej pokoju.
Usiedliśmy na sofie i wcale nie musieliśmy być bliżej by słyszeć to co mówiła.
- Kto mówi ? - na początku zaczęła rozmowę nawet przyjaźnie, ale im dalej tym było gorzej - Czego ? ...  Jeszcze nie znasz prawdziwej Carmelity ... Spróbuj szczęścia.
Spojrzałam na mojego chłopaka i bezradnie wzruszyłam ramionami. Kompletnie nie rozumiałam jej postępowania. Byłam święcie przekonana, że on na prawdę jej się podoba.
- Chodź, odwiozę Cię - szepnął, objął mnie w pasie i wyszliśmy nie żegnając się z nikim.
- Ja tu czegoś nie rozumiem. Dlaczego ona taka jest ? Co Ramos jej zrobił ? - spytałam będąc już w samochodzie piłkarza.
- Złe pierwsze wrażenie. Nazwał ją Lalunią. - zapiął pasy i ruszył z piskiem opon.
- To się jej nie dziwię, że może być oschła, ale przecież on ją już tyle razy przepraszał. Jak myślisz, będzie coś z tego ?
- Jestem pewny, że COŚ będzie. Tylko co, to nie wiem. Skończmy rozmawiać o Carmelicie. Może dokończmy to co zaczęliśmy ? - spytał zalotnie i powędrował ręką w górę po moim udzie.
- Przyśpiesz - to jedynie co udało mi się powiedzieć. Silnik zawył i jechaliśmy 150km/h.

**

Weszliśmy do mieszkania całując się namiętnie. Gdy tylko drzwi się zamknęły, puściły wszystkie hamulce. Trzymając mnie na rękach, przycisnął mnie do ściany i jednym ruchem ściągnął moją koszulkę. Byliśmy tak podnieceni, że nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Chwile później, tracąc ubrania, trafiliśmy do sypialni. Położył mnie na łóżku, rozebrał się do końca i dołączył do mnie. Całowałem mnie delikatnie uszach, szyi, aby wreszcie złączyć usta. Oddawałam pocałunki z taką samą delikatnością i mocno tuliłam się do niego brzuchem, obejmując udami. On pozbył się zawadzającego stanika i znów swoimi magicznymi dłońmi pieścił mi piersi. Sutki robiły mi się coraz bardziej nabrzmiałe. Powoli musnął je językiem, a to spowodowało drżenie całego mojego ciała.
Reszta potoczyła się już tak szybko. Dochodząc czułam spełnienie. Czułam jakbym unosiła się trzy metry nad niebem. Było to najlepsze co mogło mnie spotkać. Gdy spadłam, byłam bezpieczna w jego ramionach.
- Kocham Cię Monic - wyszeptał mi do ucha.
- Ja Ciebie też kocham - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i zasnęłam. 


______________________________
 Jeśli ktoś jest zbulwersowany moim słownictwem i dokładnym opisem sceny łóżkowej, proszę o napisanie mi tego. 
Sama nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Czekam na wasze opinie, także propozycje co powinnam zmienić, a co powinno zostać. 
Buziaki ;* 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

5. Mam nadzieję, że podoba Ci się prezent.

Budząc się rano, ciężko było mi chociażby lekko unieść głowę. Była ciężka jak głaz, a przy najmniejszym wykonywanym ruchu odczuwałam ogromny ból. Sama już nie pamiętam ile alkoholu wypiłam i jak wróciłam do domu. Chcąc sprawdzić godzinę, postanowiłam poszukać swojego telefonu. Sprawdziłam pod poduszką, na całym łóżku, obok łóżka, na biurku, aż w końcu chwyciłam swoją torebkę. Zaglądając do niej przypomniałam sobie, co stało się z moim telefonem. Wyrzuciłam wszystkie części na materac i sama załamałam się jego stanem. Poukładałam je wszystkie obok siebie i zastanawiałam się czy da się go złożyć. Spróbowałam, ale brakowało kilku części. Ekran nie miał ani milimetra, który byłby cały i nie popękany.
- Szlag by go ! - mruknęłam i wrzuciłam rozwalony telefon do szafki. Zapowiadało się kilka dni bez jakiegokolwiek kontaktu telefonicznego. Miałam ochotę znów pójść spać, ale wiedziałam, że dzisiaj mam kilka spraw do załatwienia.
Powolnym krokiem podreptałam do łazienki. Dopiero rozbierając się zauważyłam, że nadal mam na sobie wczorajszą sukienkę. Byłam dla siebie pełna podziwu, bo nie wiem jak dałam radę się w niej wyspać. Napuściłam sobie gorącej wody i dodałam waniliowego płynu do kąpieli. Zanurzając się w niej, poczułam ulgę. Napięcie w moich mięśniach zniknęło jak ręką odjął.  
Chwile później siedziałam już w kuchni, szykując sobie śniadanie. Ubrałam na siebie zwiewną sukienkę i kremowe koturny do kompletu. Spojrzałam na zegar obok okna i z ulgą zrobiłam sobie lekkie śniadanie, bowiem miałam jeszcze półgodziny do wyjścia. Obiecałam mamie, że dzisiaj pojawię się u niej w pracy. Czasami prosiła mnie o pomoc w jednym z naszych sklepów odzieżowych. Lubiłam tą pracę. Pożyteczne z przyjemnym, bo po godzinach zawsze szukałam czegoś dla siebie.
Gdy miałam już zamknąć dom, rozdzwonił się telefon stacjonarny.  Zostawiłam klucze w drzwiach i pobiegłam do salonu, tak szybko jak to było możliwe.
- Słucham
- Carmelita, co się z Tobą dzieje ? Czemu masz wyłączoną komórkę ? - od razu poznałam mamę, chyba była trochę zmartwiona.
- Już jadę mamusiu, będę za 20 minut. Właśnie wychodziłam. A komórka ... - nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Może, że przez przyjaciół Alvaro wygląda jakby go czołg przejechał ?
- Musiała mi się rozładować i nie zauważyłam - skłamałam.
- Dobrze, dobrze. To zbieraj się.
- Tak jest szefowo ! - śmiejąc się odłożyłam słuchawkę.
- Nie powinnaś zostawiać kluczy w zamku - usłyszałam męski głos tuż za sobą i poczułam ciepły oddech na karku. Przez chwile stałam zdezorientowana, ale dotykając mnie przegiął i nadepnęłam mu koturnem na stopę. Odskakując od niego, złapałam pierwszą lepszą rzecz. 
- Auuu ! Za co to ?
Trzymając przedmiot w dłoniach jak broń, zauważyłam roześmianą twarz Sergio Ramosa i wtedy zorientowałam się czym tak na prawdę mu grożę. Właśnie stałam przed obrońcom Realu Madryt z bananem imitującym pistolet.
- Masz zamiar mnie tym pobić czy może zastrzelić ?
- Co ty tu do cholery robisz ? - wkurzona i odrobinę zażenowana odłożyłam owoc z powrotem do miski.
- Przyszedłem przeprosić.
- Haaa ! Wybrałeś sobie zły moment. Wynoś się stąd ! - krzyknęłam i palcem wskazałam mu drzwi. Wydawało się jakby chciał coś jeszcze dodać, ale posłusznie wyszedł tak jak wszedł. Widziałam jak odjeżdżał popisując się przede mną. Wywróciłam oczami i wsiadłam do mojego ukochanego samochodu.

***

Przez następne 8 godzin w pracy, zastanawiałam się skąd on tak w ogóle wiedział gdzie ja mieszkam. Jedyną osobą , która może być w to wszystko zaplątana, jest Morata. Jak on śmiał wchodzić do mojego domu, tak bez pukania i w ogóle. Okej, sama zostawiłam otwarte drzwi, ale to nie jest jednoznaczne z zaproszeniem. Przez to całe zamieszanie z Ramosem, nie pozwalało mi się skupić na pracy. Kilka razy źle wydałam ludziom ich resztę. Oczywiście na moją niekorzyść.
Wracając do domu, zauważyłam na podjeździe samochód Madridisty. Wchodząc do domu, zauważyłam buty Monic. Buty Monic i samochód Alvaro ? Halo, o co tu chodzi ? Głosy obydwojga dochodziły z salonu. Siedzieli przytuleni na kanapie. Nie potrafiłam uwierzyć w to co widzę.
- O, cześć Carmel ! - zza oparcia odezwał się chłopak, a dziewczyna speszona szybko odsunęła się od niego.
- Co wy tu robicie ? RAZEM
- Siedzimy, nie widzisz ? - cały czas odzywał się Alvaro. Przyjaciółka siedziała, czerwona jak burak. Nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Monic, pozwól na chwilę - złapałam ją za rękę i zaciągnęłam do swojego pokoju - co się dzieje ?
- Nic - próbowała kłamać, ale jej to nie wychodziło.
- Nie kłam. Widzę, że coś się święci.
- Bo wiesz ... Valdes sobie poszedł, a ja byłam pijana ...
- Całowaliście się ? - jej odpowiedzią było wstydliwe kiwnięcie głową - Jesteście razem ?
- Carmelita, ktoś dzwoni ! - krzyczał Alvaro z salonu. Monic była wolna i zauważyłam, że odetchnęła z ulgą. Spojrzałam ostatni raz na nią, rzucając krótkie "porozmawiamy potem" . W przedpokoju stał niewysoki brunet w stroju firmy kurierskiej, trzymający dość spory karton.
- Pani Carmelita López Lis ? - spytał aksamitnym, lecz bardzo seksownym głosem.
- Tak, to ja. O co chodzi ?
- Mam dla Pani przesyłkę.
- Czy mogę wiedzieć, od kogo ? Nic nie zamawiałam.
- Przykro mi, nie mogę nic Pani powiedzieć.
- Dobrze, dziękuję bardzo. - wzięłam paczkę od niego i podpisałam jakieś papiery. Byłam bardzo ciekawa co i od kogo dostałam. Na prawdę, nie miałam pojęcia co to może być. Trzymając paczkę uciekłam do swojego pokoju, zostawiając papużki same. Nie chciałam tego robić, ale teraz najważniejsza była paczka. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w to pudełko, nie wiedząc jak się za nie zabrać. Siedziałam nad nim tak kilka długich minut. Potrząsnęłam nim lekko, ale nic nie było słychać.Wróciłam się do kuchni po nóż i w samotności otworzyłam je. W środku znajdowało się kolejne, lecz mniejsze i białe pudełko. Lekko poirytowana, sprawdziłam je również. W środku znajdował się najnowszy model Samsunga. Przejrzałam całą zawartość ale nic innego oprócz ładowarki i słuchawek nie znalazłam. Nie minęła minuta jak usłyszałam moją ulubioną piosenkę. Lecz to nie mój telefon dzwonił - bo nie był w stanie - tylko ten nowy. Numer nie był zapisany, ale odebrałam niepewnie.
- Cześć piękna. Mam nadzieję, że podoba Ci się prezent. 

sobota, 10 sierpnia 2013

4. Valdesik, przyjacielu !

** Alvaro **
Wiedziałem, że Carmel ma pokręcone pomysły, ale takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Nie wierzyłem w to co widzę. Jak mogła zaprosić mnie i Victora Valdesa na jedną imprezę ? Okej, nie znam go osobiście - bo nigdy nie chciałem poznać - ale on jest z Barcelony, a ja z Realu. To wiadome, że się nie dogadamy ! Gryziemy się pomiędzy sobą, jak pies z kotem. Nigdy się nie dogadamy ! To dlatego po kilku godzinach musiałem zadzwonić po kumpli. Nic im nie mówiłem, o Victorze, bo mogłoby się to źle skończyć.
Razem z Marcosem wyszliśmy przed budynek i postanowiliśmy tam na nich poczekać. Usiedliśmy na krawężniku i rozmawialiśmy o piłce, o mojej karierze i o całej drużynie. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy, pomimo tego, że jestem od niego o cztery lata młodszy. Był dla mnie jak starszy brat, a zarazem jak najlepszy przyjaciel. Często zabierałem go ze sobą na treningi, więc znał już Pepe, Cristiano, Ramosa czy Ozila. Dlatego to po nich postanowiłem zadzwonić.
- Siema ! - rzucił krótko Cristiano Ronaldo wysiadając ze swojego Ferrari 599 GTO. Zaraz obok niego zaparkował Mesut Ozil swoje Audi RS5.
- O patrzcie, co to za lalunia ? - krzyknął i zagwizdał Ramos wysiadając z Porsche Panamera Turbo, którym przyjechał wraz z Pepe. Śmiałem się nieświadom, o kim tak na prawdę mówi. Gdy się odwróciłem i zauważyłem Carmelitę, nie było mi już do śmiechu.
- Lalunie to ty sobie w sex-shopie możesz kupić - odgryzła się, to wróżyło kłopoty.
- Uuuuu...
Reszta zaczęła buczeć i popychać ośmieszonego Ramosa, a ja tylko myślałem jak uspokoić swoją kuzynkę. Wiedziałem, że albo ona albo Monic mnie za to zatłuką.
- Co oni tutaj robią ? - warknęła.
- No kuzyneczko, nie gniewaj się - stanowczo za dużo wypiłem i postanowiłem po cwaniakować. Dopiero w tym momencie zacząłem odczuwać skutki picia wódki i właśnie teraz uderzyła mi do głowy.
- Nudziłem się, to zadzwoniłem po kolegów. Może chcesz ich poznać ? - dokończyłem lekko kąpiąco.
- Nie trzeba było przychodzić.
-Nie trzeba było zapraszać Victora Valdesa ! - teraz to ja warknąłem poirytowany. Tego było już za wiele. Na początku bałem się jej reakcji, ale teraz coś we mnie puściło i postanowiłem wyrzucić to z siebie. Od początku wiedziałem, że to będzie zły pomysł przyjść tutaj, ale chciałem to zrobić dla Monic. Ona była inna. Potrafiłem się z nią dogadać tak samo dobrze, jak z Marcosem. Tyle, że my nie rozmawialiśmy o "naszych" klubach. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zawsze znalazł się jakiś temat do rozmowy.
- Victorek tutaj jest ? - odezwał się Pepe cały uradowany, lecz mnie już to wszystko przestało obchodzić. Miałem gdzieś co oni teraz zrobią.
- Nawet tam nie wchodź ! - Carmelita nadal wkurzona, próbowała zatrzymać obrońcę.
- Chodźcie, zobaczymy jak nasz Victorek się bawi - przeszedł obok niej, śmiejąc się jej prosto w oczy. Widać było, że to jeszcze bardziej ją rozłościło.
- Jak coś się stanie, to będzie twoja wina - powiedziała do mnie i spojrzała na swojego brata po czym pobiegła za chłopakami.
Marcos wydawał się odrobinę zmartwiony, ale ja tylko machnąłem ręką i ciekaw co się stanie dalej ruszyłem do środka. Nie zamierzałem się śpieszyć. Już nic mnie nie obchodziło.

** Carmelita **
Biegnąc za piłkarzami Realu Madryt miałam w głowie ułożone pięć tysięcy najgorszych scenariuszy. Nie sądziłam, że Alvaro może być tak głupi by ich tutaj zaprosić. Byłam ciekawa dlaczego to zrobił. Jeśli był znudzony, mógł wymyślić jakąś wymówkę i pojechać do domu, a nie zapraszać ich tutaj. Zaczęłam bać się reakcji Monic. Tak dobrze bawiła się z Valdesem, a oni to wszystko teraz popsują. Jeśli tak się stanie, to Alvaro niech mi się więcej na oczy nie pokazuje.
- Valdesik, przyjacielu ! - usłyszałam jak któryś z nich drze się na całe gardło. Przyśpieszyłam, ale nie zdążyłam ich zatrzymać, bo właśnie weszli na salę.
- Pepe, Ronaldo, Sergio i Ozil ! Co wy tutaj robicie ? - Valdes podszedł uśmiechnięty do nowych gości i z każdym się przywitał.
Gdybyście tylko mogli zobaczyć moją minę w tym momencie, to padlibyście ze śmiechu. Stałam jak wmurowana i przecierałam oczy niedowierzając. Takiego scenariusza nie miałam w swojej głowie, ale byłam przeszczęśliwa, że nie rzucili się sobie do gardeł. Monic podeszła do mnie i szeptem zadała to samo pytanie, co przed chwilą zadał Vic.
- Ktoś ich tutaj zaprosił - odpowiedziałam mijająco.
- No ale kto ? - była nieugięta i domagała się sprecyzowanej odpowiedzi.
- Alvaro - skwitowałam krótko.
- Kto mu na to pozwolił ? - teraz i ona była na niego wkurzona. Szczerze mówiąc nie dziwię się. To jej impreza i to ona zaprasza gości. Nie ważne kim oni są, nie byli zaproszeni przez nią.
- Mnie się pytasz ? To nie był mój pomysł, przecież. Chcesz to idź sobie z nim porozmawiać. O ile będzie jeszcze w stanie mówić czy stać o własnych siłach.
Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, więc wskazałam na kuzyna, który właśnie też się tutaj pojawił. Trochę mu się nogi plątały, ale znowu usiadł przy barze i oglądał całe przedstawienie.
- Dobra, pójdę z nim porozmawiać, ale co zrobić z nimi ? - powiedziała i wróciła wzrokiem do nieproszonych gości.
- Może mogli by zostać. Pod warunkiem, że się nie pozabijają.
- Zajmij się nimi - rzuciła zwięźle i poszła w stronę baru.
Wzięłam głębszy oddech i zrobiłam to o co mnie poprosiła. Stanęłam za bramkarzem, który już zawzięcie rozmawiał z Pepe, Cristiano i Ramosem. Pewnie gdybym nie była wkurzona o tą całą zaistniałą sytuację, pękałabym ze śmiechu z nieogarniętego Ozila. Mesut stał oparty o ścianę i wydymał usta do słitfoci. Pewnie niedługo wrzuci to zdjęcie na instagram albo na twittera jak to miał w zwyczaju robić. I tak się stało. Dwie minuty później mój telefon poinformował mnie o nowo dodanym poście pomocnika. Gdy tylko je zobaczyłam, nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Zdjęcie było zabawniejsze niż mogło się wydawać.
- Co Cię tak rozśmieszyło, ślicznotko ? - Ramos znów próbował swoich daremnych sztuczek.
- To nie twój interes. Poza tym jakbyś całej uwagi nie poświęcał swojej osobie i się rozejrzał wokół siebie, to byś wiedział.
- Pokaż to, Pillína [1] - powiedział wyrywając mi telefon z ręki. Podskakując, próbowałam mu go zabrać, ale moje 160cm z jego 183cm nie mogło się równać. Ponadto podniósł ręce do góry, by jeszcze bardziej utrudnić mi zadanie.
- Valdes, no pomóż mi ! - powiedziałam błagalnym głosem, co bardzo poskutkowało.
- Ramos, idioto. Oddaj jej ten telefon.
- Ale ja chce zobaczyć, co to za zdjęcie.
- O Boże ! Fuuu, to Ozil ! - krzyknął i wypuścił z rąk mój telefon, który z hukiem spadł na podłogę rozwalając się drobny mak.
- Mój telefon - wydusiłam z siebie, próbując pozbierać to co z niego zostało.
- Ja.. ja przepraszam. Nie chciałem.
- Odwal się - warknęłam i wrzuciłam do torebki to co pozbierałam - Wynoście się stąd, natychmiast ! - wrzeszczałam na całą salę, widząc jak wokół mnie i piłkarzy tworzy się kółeczko gapiów.
- Carmel, co się stało ? - podbiegli do mnie Monic i Marcos.
- Mam ich dość, niech się stąd wynoszą albo ja stąd wyjdę !
Ramos spojrzał na mnie i przez chwilę wydawało mi się, że w jego oczach zauważyłam smutek, który szybko zniknął. Z jego twarzy nie można było już nic wyczytać. Stała się taka neutralna, w mgnieniu oka. A może tylko mi się przywidziało ?
- Dobra idziemy - tym razem w imieniu całej grupy odezwał się Cristiano Ronaldo, a jego bestfriend mierzył mnie wzrokiem. Widać, nie spodobało mu się moje zachowanie, ale miałam to w nosie. Ramos wyszedł jako pierwszy. Szedł dumnie, nie przejmując się niczym.
- A Ozil ?! - krzyknęłam za odchodzącym już Képlerem i Ronaldo. Jeden z nich wrócił się i uderzył w bark, nadal przymulającego pomocnika. Gdy ten nie reagował, Pepe przerzucił go sobie przez ramię i tak go wyniósł.
- Idę się upić - mruknęłam i zajęłam miejsce przy barze.


[1] Pillína - urwis 

_______________________________
Z góry przepraszam za wszystkie literówki i powtórzenia :) czekam na wasze komentarze. Jestem ciekawa co wam się podoba, a co nie :) 
Buziaki ;*

niedziela, 4 sierpnia 2013

3. "Goście, goście, goście. "

*Monic*
- Gotowa ? - szepnęła mi do ucha, na co odpowiedziałam skinięciem głowy. Nie mogłam się już doczekać, co takiego dla mnie przyszykowała. Carmelita zawsze potrafiła mnie zaskoczyć, nigdy się z nią nie nudziłam. Może odrobinę bałam się jej pomysłów, ale jak dotąd nic mi się nigdy nie stało.
- Witaj Monic - usłyszałam niesamowicie seksowny głos, lecz za nic nie potrafiłam go rozpoznać. Nie byłam pewna, ale chyba gdzieś go już słyszałam. Ściągnęłam przeszkadzającą mi opaskę i spojrzałam do góry, gdy tylko oczy przyzwyczaiły mi się do oślepiających reflektorów. I wtedy zobaczyłam GO.  Sama nie potrafiłam uwierzyć w to co widzę. Myślałam, że śnie, ale to nie był sen.
- Uszczypnijcie mnie ! To Victor Valdes, na mojej imprezie urodzinowej. Co on tutaj robi ? - spojrzałam pytająco na stojącego obok mnie Carmelka.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie - ucałowała mnie w policzek.
- Victor przyszedł tu specjalnie dla Ciebie. - dodała.
- To właśnie go ukrywałaś przede mną, przez ostatnie kilka dni ? Jesteś okropna ! - pisnęłam - Ale i tak Cię kocham !
- No dalej, baw się dobrze - mówiąc to, popchnęła mnie w jego objęcia. Nie wiedziałam jak się zachować. Zarumieniona rzuciłam krótkie "przepraszam" i odsunęłam się od niego dokładnie się mu przyglądając. Wyglądał niesamowicie, seksownie, pociągająco i mogłabym wymyślić jeszcze więcej określeń, ale zabrakło mi tchu w piersiach. Nagle cały świat przestał się liczyć, widziałam tylko jego. Uśmiechniętego, wyciągającego rękę w moją stronę. Uścisnęłam jego dłoń i od razu zatraciliśmy się w tańcu. W tle dobiegała do nas najnowsza piosenka Alejandro Fernandeza y Christiny Aguilery - Hoy tengo ganas de ti, która potęgowała moje uczucia. Słysząc głos Aguilery ponownie przez całe moje ciało przechodziły dreszcze, tak samo jak na sam widok Victora.
- Słyszałem, że kończysz dzisiaj 20 lat. Feliz cumpleaños, preciosa - ujął moją dłoń i ucałował ją. Nie miałam przy sobie lusterka, żeby się przejrzeć, ale czułam jak moje policzki płoną.
- Gracias - wypowiedziałam prawie niedosłyszalnie.
- Dlaczego się tak rumienisz ? - dotknął mojego policzka, a ja poczułam miłe mrowienie na całym ciele.
- Sama nie wiem. Jesteś Victor Valdes, bramkarz FC Barcelony. Nie za często mam do czynienia z kimś sławnym. Tym bardziej z moim idolem - przy wypowiadaniu ostatniego zdania zapomniałam ugryźć się w język. Bramkarz uśmiechnął się zadziornie i cmoknął mnie w policzek.

*Carmelita*
Monic całkowicie odleciała widząc Valdesa. Muszę przyznać, że w tym szarym garniturze nawet na mnie zrobił niesamowite wrażenie, chociaż nigdy jakoś szczególnie nie zwracałam na niego uwagi. Żałowałam, że nie ma tutaj Daniego Alvesa, Chile albo Cristiana Tello. Wtedy pewnie i ja zatraciłabym się we własnym świecie, tak jak właśnie robiła to Monic.
- Co jej się stało ? - spytał Alvaro, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Miłość od pierwszego wejrzenia - zachichotałam i poczułam jak jego mięśnie naprężają sie jakby był wkurzony, lecz po chwili był już opanowany. Domyślałam się, że nie jest zachwycony bliskim spotkaniem z bramkarzem Barcy i to poza boiskiem. Zaczęłam być coraz bardziej przekonana, że oni się nigdy nie dogadają. To dla mnie dziwne, bo poza boiskiem nie powinni być wrogami. Powinni spojrzeć jak zachowują się Iker i Xavi. Grają we wrogich klubach, lecz poza boiskiem są przyjaciółmi.
Muzyka lekko mnie zdołowała, więc podeszłam do baru i zamówiłam mojito. Barman dziwnie na mnie spojrzał. Chyba byłam jego pierwszą klientką dzisiaj. Siedziałam sącząc swój trunek bardzo powoli, gdy podszedł do mnie mój brat i usiadł obok. Zamówił piwo i odwrócił się w moją stronę. Zanim wydusił z siebie jakieś słowa, siedział tak przez kilka długich minut. Jego postawa zaczynała już mnie denerwować.
- Nie dąsaj się maleńka. Co się zaś stało ?
- Nic się nie stało, Marcos - skłamałam. Sama dobrze nie wiedziałam dlaczego tak posmutniałam, ale najwidoczniej był jakiś ważny powód.
- Nie wierzę Ci siostro. Nigdy nie upijasz się już na samym początku imprezy - pokazał mi język i poklepał krzepiąco po plecach.
- Jesteś kochana ! - Monic podbiegła do mnie i przytuliła zachodząc od tyłu - Dziękuję Ci !
- Nie masz za co dziękować. Pomagam Ci spełnić marzenia - odwróciłam się i odwzajemniłam uścisk.
- Może do nas dołączysz ? - spytała spoglądając na mojego drinka.
- Carmen, tak ? No nie daj się prosić - od razu przyjaciółkę wsparł bramkarz.
- Carmelita. - uśmiechnęłam się, wzięłam ostatni łyk mojito i zeskoczyłam ze stołka barowego w dużo lepszym już humorze.
Tańczyliśmy nie zważając na innych ludzi. Victor okręcał raz mnie, raz jego dzisiejszą partnerkę. Nigdy bym się nie spodziewała, że piłkarz może tak dobrze tańczyć. Podczas obrotu, ktoś złapał moją dłoń i zrobił odbijanego. Nie przejęłam się tym nawet. Chłopak prowadził równie dobrze, jak jego poprzednik.
DJ zmienił klimat i puszczał tylko muzykę latynoamerykańską. Najbardziej zapamiętałam tą od Daddy Yankee. Złapałam kolegę Monic i zaczęliśmy wykonywać bardziej odważne, a nawet erotyczne ruchy.
- Może się czegoś napijemy ? - opamiętałam się. Nie był zbyt szczęśliwy tym jak zakończyła się cała sytuacja, ale zrobił dobrą minę do złej gry i zamówił mi drinka.  

***

Kilka godzin później zauważyłam brak dwóch gości, a mianowicie Marcosa i Alvaro. Przeprosiłam nowo poznanego kolegę, o imieniu którego nie pamiętam i poszłam ich szukać. Wyszłam z sali i zapukałam do męskiej ubikacji. Nie było ich tam. Poszłam piętro wyżej, lecz tam też ich nie znalazłam. Schodząc po schodach usłyszałam znajome głosy dochodzące z parkingu. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam podjeżdżające samochody oraz zguby siedzące na krawężniku.
- O patrzcie, co to za lalunia ? - ktoś krzyknął i zagwizdał, gdy tylko przeszłam przez obrotowe drzwi.
- Lalunie to ty sobie w sex-shopie możesz kupić -odgryzłam się i dopiero wtedy zobaczyłam zawodników Realu Madryt. O samochody stali oparci Pepe, Sergio Ramos, Cristiano Ronaldo i Mesut Ozil.
- Uuuuu... - buczeli, popychając jednego z nich. Dzięki temu wiedziałam, kto rzuca tak tandetnymi tekstami.
- Co oni tutaj robią ? - warknęłam patrząc na Alvaro.
- No kuzyneczko, nie gniewaj się - widać było po nim, że był częstym bywalcem przy barze - Nudziłem się, to zadzwoniłem po kolegów. Może chcesz ich poznać ?
- Nie trzeba było przychodzić - no i zaczęła się sprzeczka słowna. Wiedziałam, że nie odpuści, a ja go jeszcze sprowokowałam.
- Nie trzeba było zapraszać Victora Valdesa !
- Victorek tutaj jest ? - oczy Pepe się zaświeciły i to spowodowało, że zaczęłam się ich bać.
- Nawet tam nie wchodź ! - tym razem to na niego spojrzałam złowrogo, lecz on tylko się zaśmiał i nic sobie z tego nie zrobił.
- Chodźcie, zobaczymy jak nasz Victorek się bawi - przeszedł obok, śmiejąc mi się prosto w oczy. Byłam potwornie zła na kuzyna. Jak on mógł ich tutaj sprowadzić ?! A ten Pepe, nigdy go nie lubiłam. Zachowywał się jak palant, jak widać nie tylko na boisku. Zresztą Sergio nie był lepszy. Nawet jego wygląd na mnie nie podziałał. Zaczął mnie drażnić od samego początku. 
- Jak coś się stanie, to będzie twoja wina - ostatni raz spojrzałam na kuzyna i brata, po czym pobiegłam za piłkarzami.

________________________________________
Już się poprawiam, wybaczcie ;* Rozdział dłuższy, wyjątkowo miałam wenę. Za ostatni rozdział was przepraszam, tzn za jego długość. Mam nadzieję, że ten bardziej wam się spodoba :) 
Buziaczki :*

sobota, 3 sierpnia 2013

2. Wszystkiego najlepszego !

Długo zajęło mi przekonywanie ojca, ale w końcu się zgodził. Wszystko było już prawie gotowe. Monic przez ostatnie kilka dni niemal zaprzyjaźniła się z Alvaro. Zaprosiła go nawet na swoją imprezę urodzinową. Zaczęłam się zastanawiać, jak on dogada się z najważniejszym gościem tych urodzin.
- Carmelku, ale na pewno nie obrazisz się jak zaproszę Alvaro ? - spytała.
- Oszalałaś - zaśmiałam się - To twoje party, możesz zapraszać kogo tylko zapragniesz -dokończyłam nie do końca przekonana, jak to wszystko wypadnie. Miałam tylko nadzieje, że nie zakończy się to tragicznie.
- Myślisz, że przyjdzie ? - przejmowała się, może zanadto.
- Zadzwoń do niego i się przekonaj.
- Jesteś pewna, że powinnam ?
- Oj no nie wygłupiaj się tylko dzwoń
Pomogłam jej wykręcić numer i odsunęłam się na bok, żeby jej nie przeszkadzać. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam kanał sportowy. Na Canal + Gol leciała właśnie powtórka meczu Real Madryt kontra Athletic Bilbao. W telewizji nie było nic ciekawszego, więc postanowiłam zobaczyć jak przeciwnik sobie poradził.
Na boisko właśnie wchodziły dumne jedenastki, wszyscy z wysoko podniesionymi głowami. Podczas śpiewania hymnów, kamerzysta zbyt długo zatrzymał się na jednym z zawodników. Poniekąd ze wstydem musiałam przyznać, że bardzo dobrze wiedziałam jak nazywa się ten piłkarz. Siedziałam wpatrzona w niego jak w obrazek.
- Carmelita, co ty robisz ? - przyjaciółka stała zaskoczona, spoglądając to na mnie to na telewizor.
- E... Nie ja nic - mówiłam jak przyłapana na gorącym uczynku i szybko przełączyłam kanał.
- Czyżbyś nagle zaczęła kibicować Bilbao, a może co gorsza Realowi ? - śmiejąc się skoczyła na kanapę obok mnie.
- Patrzyłam na Kike Sola, widziałaś go ?!

***

- Co ja mam na siebie założyć ? - Monic jak szalona biegała, na godzinę przed wyjściem, po całym pokoju przymierzając już 5 sukienkę z kolei. Nie miałam już siły co chwile mówić jej, że wygląda oszałamiająco. Na szczęście miała jeszcze do wyboru tylko dwie sukienki.
Ja na szczęście nie miałam takiego problemu, ponieważ sukienkę kupiłam specjalnie na tą okazję. Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że muszę ją mieć ! Jedyne z czym miałam problem to torebka i biżuteria. Chociaż, mi to zajęło niecałe 15 minut, a hiszpance 6 razy dłużej. Na szczęście w końcu zdecydowała się na cudowną białą sukienkę. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że przymierzała ją jako pierwszą.
-Dziewczyny, taksówka już przyjechała ! Czas się zbierać !
Przez to całe zamieszanie nie zwróciłyśmy nawet uwagi na godzinę i ledwo wyrobiłyśmy się z przygotowaniami. Na szczęście to całe przedsięwzięcie nie mogłoby zacząć się bez
jubilatki.

***

- Wszystkiego najlepszego ! - krzyknęli goście, gdy tylko weszłyśmy na salę. Szybko odsunęłam się na bok, by nie tarasować im drogi i by w spokoju mogli złożyć jej życzenia. Nadchodził moment, pojawienia się specjalnego gościa. Trzymałam kciuki, żeby wszystko wypaliło, lecz niczego nie mogłam być pewna. 
- Te, Cule ! - usłyszałam, bo do Monic właśnie podszedł Alvaro. On również był dzisiejszą atrakcją wieczoru.
- Co ja mam ci życzyć - zamyślił się na chwilę - Wróć na dobrą stronę mocy, Real jest lepszy. No ale o czym to ja chciałem ... ? O, wiem ! Spełnienia marzeń, zdrowia, bla bla bla i najlepszego faceta na świecie.
Puścił jej zalotnie oczko, co nie uszło mojej uwadze. Monic jedynie zarumieniła się odrobinę i dziękując ucałowała go w oba policzki. 
- Dobra, dobra. Pora na mój prezent ! - wyciągnęłam przyjaciółkę z tłumu jej znajomych i wskazałam na  ustawione na samym środku krzesło. Posłusznie usiadła i pozwoliła zawiązać sobie oczy. 
- Wprowadźcie go - krzyknęłam do taty.

________________________________________________
Rozdział dedykuję Merche ! *.* Kochaaana jesteś, zresztą ty już wiesz :D 
Witam wszystkich nowych czytelników :*