** Sergio **
Biegłem za nią jak najszybciej mogłem, ale miała dużo
przewagi. Krzyczałem, by się zatrzymała. Bym mógł jej to wszystko wytłumaczyć.
Przysiągłem sobie, że zabiję Ronaldo jeśli coś jej się stanie, za te jego wcale
nie śmieszne żarty. Nigdy nie zakładałem się z nikim, że przelecę Carmel. Nawet
mi to przez myśl nie przeszło.
- Carmelita, zaczekaj ! Carmelita, stój ! - krzyknąłem,
ale nawet się nie odwróciła. Gnała przed siebie nie zważając na nic. Nie
chciała ze mną rozmawiać, lecz ja nie mogłem odpuścić. Za bardzo mi na niej
zależało.
Nagle minęła parking i wbiegła na jezdnię. Czy akurat
właśnie teraz musiała się odwrócić w moją stronę i nawet się nie rozejrzeć ?
Musiała ?!
Stanąłem jak wryty z przerażenia i jedyne co udało mi się
z siebie wykrzyczeć to "stój !". Nie zdążyłem. W tym momencie Carmel
potrącił samochód.
Podbiegłem do niej przerażony, kierowca zrobił to samo.
- To nie moja wina, ona sama wbiegła na ulicę - tłumaczył
się.
- Dzwoń po pogotowie kretynie, szybko ! - darłem się po
kierowcy. Dlaczego on robił to wszystko tak wolno ? Moja dziewczyna leży mu pod
kołami, a on wykonuje czynności w ślimaczym tempie.
Rozpocząłem reanimację, kiedy za plecami usłyszałem
jeszcze jedną osobę.
- Sergio.. - to był Alvaro. Przerwał, gdy zobaczył leżącą
dziewczynę na asfalcie. Sparaliżowało go, ale szybko pobiegł po naszych
klubowych lekarzy i kartkę, która zawsze była na meczu. Dlaczego ja o tym
wcześniej nie pomyślałem ?! Idiota ze mnie !
- Carmelitko, proszę nie odchodź. Nie zostawiaj mnie -
uciskałem jej klatkę piersiową, płacząc. Nie chciałem by mnie opuszczała. Nie
teraz. Nie w tym momencie, gdy stała się najważniejszą osobą w moim życiu.
- Bądź silna, zrób to dla mnie. Carmelitko, ja Cię kocham
!
***
Gdy tylko podbiegli do mnie lekarze, opadłem na asfalt i
schowałem twarz w dłoniach. Płakałem. Nie potrafiłem powstrzymać łez. Alvaro
również.
- Mogę z nią jechać
do szpitala ? Jestem jej kuzynem - spytał Alvaro patrząc na lekarzy,
którzy właśnie wsiadali do karetki.
- Prosimy, ale Pan niestety nie może z nami jechać - te
ostatnie słowa były skierowane do mnie. Wściekły wycofałem się do mojego
samochodu. Akurat ze stadionu wyszedł Cristiano Ronaldo i reszta przerażonych
ludzi. Rzuciłem się na niego z pięściami. Nie świadom niczego dostał potężny
cios w szczękę, a chwilę później już mnie trzymali, bym nic mu nie zrobił.
- Ty skurwielu ! To przez Ciebie i te Twoje pierdolone
żarty ona trafiła do szpitala. Jeśli tego nie przeżyje, to Cię zabije !
Zobaczysz zabiję Cię ! - rzucałem się jak oszalały.
Teraz to ja nie zauważyłem ataku. Tylko tym razem to nasz
stadionowy lekarz strzyknął mi dawkę leku na uspokojenie.
Co było potem ? Pamiętam jak przez mgłę.
** Alvaro **
Siedziałem przy jej szpitalnym łóżku. Lekarzom udało się
ją uratować. Żyje, ale co to za życie jak nie jest tutaj z nami tylko cały czas
śpi ? Tak, zapadła w śpiączkę. Nigdy jeszcze w życiu nie czułem takiej pustki.
Tej jej śmiechu, uśmiechu, tego jak się złościła, gdy się z nią drażniłem. Od
zawsze traktowałem ją jak kogoś bardzo mi bliskiego, chociaż tego nie
okazywałem.
Do sali szpitalnej chwilę później wrócili jej rodzice, brat,
Sergio Ramos i moja narzeczona. Nie wiedząc czemu, jej rodzice i Monic
wyglądali na podwójnie przestraszonych. O ile w ogóle się dało bardziej w
takiej sytuacji.
- Panie doktorze, czy ona się obudzi ? - spytała ciotka,
gdy wszedł lekarz.
- Musimy być dobrej myśli - stały tekst lekarzy.
- A co z jej dzieckiem ?
Dzieckiem ?! Była w ciąży ?! Zarówno ja jak i Sergio byliśmy w szoku. Nie
mówiła nic, że jest w ciąży.
- Ona nadal żyje, więc dziecko rozwija się prawidłowo.
Miało wiele szczęścia, że przeżyło. Tak jak i Państwa córka. - powiedział i
wyszedł.
- Chciała Ci powiedzieć po meczu - mówiła Monic przez łzy
- Co się wtedy stało, że ...
- Ronaldo wymyślił sobie bajkę, że chciałem ją tylko
przelecieć i niby się z nim o to założyłem. To nie prawda. Ja ją kocham !
Na prawdę musiał ją kochać. Każdy w tej sali przynajmniej
raz płakał nad jej łóżkiem.
***
- Kochanie powinniśmy przełożyć nasz ślub - powiedziałem
tuląc Monic do siebie. Sergio uparł się, że zostanie przy Carmelicie na noc.
Nie odstępował jej na krok.
- Musimy na nią poczekać. Przecież wyliże się z tego,
prawda ?
- Na pewno. Carmel jest silną kobietą. Zawsze to
wiedziałem. I ma najwspanialszą rodzinę na świecie, przyjaciół także. Musi przeżyć
dla swojego maleństwa, które rosło z dnia na dzień. Lekarz codziennie badał ją
pod tym kątem. Dziecko było bezpieczne.
- Tak się o nią boję - przytuliła się do mnie jeszcze
bardziej i znowu zaczęła płakać.
** Sergio **
Zawaliłem treningi siedząc przy niej, ale to nie było
ważne. Najważniejsza w tej chwili była ona i nasze dziecko. Już prawie
mieszkałem z nią w szpitalu. Kazałem załatwić mi drugie łóżko obok niej i
spędzałem tam każdą sekundę swojego marnego życia.
- Czy chciałby Pan poznać płeć dziecka ? - spytał lekarz
podczas kolejnego badania. Codziennie przez to przechodziła. Mimo, że była już
w 6 miesiącu dopiero teraz lekarz mógł to zrobić. Nigdy wcześniej się nie
udało. Nasze maleństwo za bardzo się wierciło.
-Tak, Panie doktorze - bąknąłem i złapałem Carmelitę za
rękę. Była taka ciepła. Nadal miałem nadzieję. Nie opuszczała mnie ani na chwilę
-Będę kochać je niezależnie od płci - powiedziałem do niej i ucałowałem w
czoło.
Lekarz rozpoczął badanie, dokładnie pokazując mi nóżki,
stópki, główkę, uszka, a nawet kręgosłup naszego dzieciaczka. Byłem
zafascynowany. Będę tatusiem. Lecz nie zostawiaj mnie księżniczko. Nie rób mi
tego.
- Będzie miał pan córeczkę
- Będziemy MIELI córeczkę - poprawiłem go i złożyłem
pocałunek ja jej ustach.
- Obudź się, moja śpiąca królewno. Będziemy mieli
córeczkę. Ja nie poradzę sobie bez Ciebie - powiedziałem i otarłem łzę która
właśnie spływała po moim policzku.
** Monic **
To już 4 miesiąc jak Carmelita się nie budzi. Powoli
tracimy nadzieję, ale dopóki jej serce bije to tli się w nas ten maleńki
płomyczek. Wiele razy próbowaliśmy przekonać Sergio, żebyśmy siedzieli przy
niej na zmianę, ale on prawie wcale zrezygnował z treningów. W sali miał własne
łóżko i czekał, by tylko otworzyła oczy. Dziewczynka w niej, nadal prawidłowo
się rozwija. Właściwie to już tylko rośnie. Mamy nadzieję, że będzie zdrowe.
Pierwszy raz spotykałam się ze zjawiskiem, gdzie dziecko rośnie w brzuchu
matki, gdy ta jest w śpiączce. Szkoda tylko, że przekonałam się tego na tak
bliskiej mi osobie.
Siedziałam właśnie przy jej łóżku, a Sergio brał
prysznic, gdy aparatura oszalała. Szybko zawołałam lekarza i Sergio. Oboje
zjawili się w tym samym czasie.
- Siostro! Zaczęło się ! Zabieramy pacjentkę na sale
porodową ! A Pana poproszę o pozostanie w sali. Wyjątkowo nie może Pan być przy
porodzie - odezwał się doktor.
- Nie ! Nie zostawię jej. Ja muszę przy niej być ! -
Sergio był na prawdę zawzięty, ale to nic nie dało. Zostaliśmy razem w tym
pustym pomieszczeniu i czekaliśmy.
- Monic, ja chciałem Cię przeprosić - wydukał z siebie.
- Mnie ? Dlaczego ? - spojrzałam na niego z
niedowierzaniem.
- Gdyby nie ja, jej życie wyglądałoby inaczej. Dalej by
cieszyła się życiem, a nie przez 5 miesięcy leżała w szpitalu. Gdyby nie ja,
nie przyszłaby nigdy na mecz Realu. Nie weszłaby wtedy do szatni i nic by się
nie stało.
- Sergio, uspokój się. Obydwoje byliście sobie
przeznaczeni. Spójrz na to z tej strony. Gdyby nie ty, dalej by nie szanowała
Realu. Odmieniłeś ją. Pokazałeś jej, że ludzie, który wydają się być
największymi wrogami, tak na prawdę są przyjaciółmi. Ona również dużo Cię
nauczyła. Nauczyła Cię kochać. Prawdziwie kochać - przytuliłam piłkarza, który
już nic więcej nie powiedział.
** Sergio **
Kilka tygodni później, stałem w kościele trzymając małą
bezbronną Carmelitę na rękach. Wokół otaczała ją sama rodzina. Była bezpieczna.
Miała przy sobie kochających dziadków, rodziców chrzestnych, niezliczoną ilość
cioci i wujków, oraz rodziców. Tatusia, który będzie przy niej zawsze. Nie
zależnie od sytuacji. Miała przy sobie również mamusie, którą wszyscy zachowamy
w sercu na zawsze. Będzie nad nią czuwać z nieba i pilnować, by uczyła kolejne
osoby jak to jest kochać drugiego człowieka.
Dziewczynka była uśmiechnięta i nie świadoma jak wiele
dla mnie znaczy. Nie wiedziała również, że jej matka była najsilniejszą osobą
na świecie. Która wytrzymała 5 miesięcy, by tylko ją urodzić. Niestety od razu
po porodzie zmarła. Lekarz stwierdził, że bardzo pragnęła urodzić to dziecko i
jedynie to trzymało ją przy życiu.
Oddałem małą cioci Monic i sam poszedłem zapalić. Kto by
pomyślał, że zacznę palić ? Po tym wszystkim sam dziwię się, że nie musiałem
iść do psychologa. Trener dał mi czas, rozumiał moje położenie. Lecz ja
chciałem wrócić do treningów. Musiałem to zrobić dla siebie, dla mojej
ukochanej oraz naszej córeczki.
** Monic **
- Alvaro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i
wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - wypowiedziałam te słowa i
czułam się spełniona. Mimo żałoby postanowiliśmy wziąć ślub. Przekonała nas do
tego mama Carmelity. Wierzyła, że córka by tego chciała. Szczerze ? Wiedziałam,
że ona chciała mojego szczęścia i tego ślubu. Stojąc na ślubnym kobiercu
jeszcze bardziej brakowało mi przyjaciółki, która miała być moim świadkiem.
Za nami stał odmieniony Sergio, trzymający na rękach
Carmelitę. Zdecydował nazwać ją tak na cześć naszej Carmelity. Sergio był
perfekcyjnym ojcem. Zawsze znalazł na wszystko czas, tym samym nie zaniedbując
córki. Wiedzieliśmy, że jest mu ciężko, ale on stawiał czoła przeciwnością
losu.
Po mszy każdy rozszedł się w swoją stronę. Ślub ślubem,
ale na wesele już się nie zgodziliśmy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym oto rozdziałem żegnamy się z Ramosem. Czy będzie kontynuacja ? Nie wiem, nie planuję.
Będę tęsknić za tym opowiadaniem. Wydaje mi się, że to zakończenie sprawiło, że było jeszcze lepsze. W końcu ile mamy opowiadań bez Happy End'u głównych bohaterów. W tym opowiadaniu pewien happy end jest - Ślub Monic i Alvaro.
Dziękuję wam, że czytaliście moje wypociny i do następnego ! ;*
PS: Proszę, nie zabijajcie mnie :((